Stałam w
małym szoku patrząc przed siebie. Mój mózg nie chciał przyjąć do głowy nowego
zagrożenia. A może to ja byłam wszystkich zagrożeniem, a nie oni moim?
Opadłam
mocno tyłkiem na schody i schowałam głowę między kolanami.
- Nie teraz.
Nie teraz, nie teraz. Proszę. – Mówiłam sama do siebie. Nie byłam zdolna do
żadnego właściwego ruchu. Moja ucieczka trzy lata temu miała chronić Harrego.
Uciekłam by nie musiał wybierać, dlaczego mam wrażenie, że to nas dogniło?
Stało się coś, czego tak bardzo chciałam uniknąć.
A być może spokojnie wrócą do domu, a jutro się z Harrym zobaczymy?
A być może spokojnie wrócą do domu, a jutro się z Harrym zobaczymy?
- Co tu
kurwa robisz?- Usłyszałam krzyk, Harrego.
- Nie
odzywaj się tak do matki! – Kolejny krzyk.
A być może jednak nie.
- Mówiłem
Ci, żebyś nie mieszała się do mojego życia! Już wystarczająco w nim dużo
zrobiłaś!
- Zniosłam
twoją zmianę charakteru. Zniosłam twoje absurdalne udziały w wyścigach i złe
towarzystwo. Bo jesteś dużym chłopcem i nie mogę Ci tego zabronić, ale nigdy nieprzestane
się martwić o moje dziecko!
- Dobra. – Warknął
sfrustrowany Harry. – Wracajmy do domu, tam spokojnie porozmawiamy. Na razie, Zayn.
- Trzymaj
się, stary.
Nabrałam
powietrza słysząc coraz głośniejsze kroki. Podniosłam głowę szybko zakrywając
czerwony policzek włosami. Oparłam łokieć na kolanie, a palce przyłożyłam do
włosów przytrzymując je na policzku. Skrzywiłam się, gdy zrobiłam to za mocno.
- Wsiadaj do
samochodu, pojadę za Tobą.- Zwrócił się do matki, ale ta stanęła przy
samochodzie przyglądając mi się niezrozumiałym wzrokiem.
- Wszystko w
porządku?- Nawet nie zorientowałam się, kiedy przede mną kucnął Harry.
Zaskoczona zadrżałam pod jego dotykiem. Spojrzałam na niego przerażona, nie
chciałam dolewać ognia do oliwy.
- Tak. – Odpowiedziałam
szybko. – Wracaj do domu, twoja mama czeka.
Przez
kolejne sekundy patrzył na mnie podejrzanie, po czym szybko mnie pocałował.
- Widzimy
się jutro?- Spytał niepewnie. Przytaknęłam, lekko się uśmiechając. Spuściłam
wzrok na swoje nogi, czekając, aż Harry ruszy się z miejsca. Jednak on jakby
domagając się wojny, złapał za moje ręce, jedną zabierając z moich kolan, a
drugą z policzka. Przerażona spojrzałam w jego oczy.
- Nie
zostawię Cię, Naomi. – Szepnął delikatnie się uśmiechając. Bałam się ruszyć
jakąkolwiek częścią ciała, że za chwile odkryje moje włosy i stanie się to,
czego się panicznie bałam. Gdy Harry powoli podnosił się z ziemi w jednej
sekundzie wiatr zawiał, a wszystkie moje włosy poleciały do tyłu. Wyrwałam rękę
z jego dłoni i szybko przywróciłam włosy na swoje miejsce. Jednak musiał to
zauważyć, szybko wrócił do ostatniej pozycji, kucając przede mną, lecz już bez
uśmiechu błądzącego po jego twarzy. Mocnym ruchem schował moje ręce w jego,a
drugą odgarnął włosy z mojego policzka. Zachłysnął się powietrzem, a jego
piękne oczy niebezpiecznie się rozszerzyły.
- Co.. Kto…
co?- Zaczął się jąkać, po czym szybko wstał na równe nogi. – Uderzyłaś ją?- Warknął
szybkim krokiem idąc w stronę swojej matki. Kurwa. – Pytam czy ją kurwa
uderzyłaś?
- Harry… -
zeskoczyłam ze schodów biegnąc w ich stronę.
- Ta
dziewucha na to zasługuje! Właśnie się dowiedziałam, że w tym mieszkaniu
zginęła dziewczyna! – Krzyknęła jego matka. – Pewnie ją zabiłaś, tak jak
próbowałaś zabić mojego syna! – Zwróciła się do mnie.
W jednej
sekundzie wszystko zamarło. Wiatr przestał uderzać o nasze sylwetki. Nastała
tak wielka cisza, że miałam wrażenie, że wszyscy przestali oddychać. Wszystko
ucichło oprócz wojny w mojej głowie. Jej słowa odbijały się echem, a z moich
oczu zaczęły płynąć niepohamowane łzy. Odwróciłam się i zaczęłam biec w stronę
drzwi.
- Naomi! – Słyszałam
jego krzyk, nie miałam zamiaru się zatrzymywać. Wpadłam do środka, zamykając mu
drzwi przed samym nosem. Zamknęłam je na wszystkie spusty i ześliznęłam się po
drzwiach na podłogę. Schowałam twarz w
rękach i wybuchłam płaczem. Pierwszy raz nie przejmowałam się czy ktoś zobaczy
mnie płaczącą, ponieważ ten ból jest tak wielki, że nie jestem w stanie
utrzymać go w sobie. Nie potrafię już udawać, że jest w porządku. Bo do cholery
od kilku lat nie jest w porządku.
Pewnie
ją zabiłaś, tak jak próbowałaś zabić mojego syna!
Słowa
rozchodziły się echem w mojej głowie, raniąc mnie tylko bardziej. Może to
właśnie jest prawda, której nie chciałam przyjąć do siebie. Gdybym to ja
poszła otworzyć drzwi, gdybym ją mogła powstrzymać siedziałaby wtedy
bezpieczna w szafie. Gdybym nie zachowywała się jak suka i posłuchała wtedy
Harrego, ona nadal by była z nami. Gdyby mnie nie poznała nadal by oddychała.
Zabiłam ją, wszyscy mieli rację. Zabiłam ją.
- Wynoś się
z stąd! – Zza drzwi dochodziły krzyki Harrego. Podniosłam głowę, zapłakanymi
oczami patrząc na Malika, który siedział obok oparty o ścianę. – Powiedziałem
kurwa wypierdalaj! Nie waż się więcej tak do niej mówić! Nie waż się kurwa
więcej tu przyjeżdżać! Wynoś się z stąd,
rozumiesz, wynoś!
- Czy mam
zrobić coś tej szmacie?- Usłyszałam głos Zayn wśród dalszych krzyków. Pokręciłam przeczącą głową.
- Możesz
zostawić mnie samą?- Spytałam, pociągając nosem. Przytaknął i za nim wyszedł
powiedział słowa, które chciałabym umieć uwierzyć.
-To nie
twoja wina.
Patrzyłam
jak brunet wspina się po schodach do góry by zamknąć się w swoim pokoju.
Wybuchłam kolejną falą płaczu, a na zewnątrz było słychać silnik, aż w końcu
samochód odjechał. Beznadziejnie jest wierzyć, że szczęście może trwać trochę
dłużej.
- Naomi
proszę otwórz!- Zesztywniałam na jego załamany głos zza drzwiami. Myślałam, że
odjechał. Ponieważ to powinien zrobić. Być ze swoją rodziną. Choć wszystko,
czego teraz potrzebowałam to bycie w jego ramionach, to nie potrafiłam się
ruszyć.
- Błagam
powiedz, że jesteś tam, że nic sobie nie zrobiłaś. – Przerwał waląc w drzwi. – Błagam
odezwij się do mnie.
Przymknęłam
powieki, a kolejne łzy zalały moją twarz.
- Naomi, co się do cholery z Tobą
dzieje?! Wiem, że jest Ci ciężko po śmierci Terry, ale musisz walczyć o resztę.
– Krzyczał Harry, gdy leżałam kolejny dzień w łóżku nie wychodząc z niego.
- Umarłam, chociaż oddycham.
- Nie, nie. Masz żyć dla Malika, dla
swojego brata. Masz żyć dla mnie.
- Nie umiem.
- Wiem, że
tam jesteś. Słyszę twój płacz, proszę nie płacz przeze mnie. Proszę otwórz mi
drzwi. – Jego głos przebijał się przez fale wspomnień w mojej głowie z
ostatniego miesiąca.
Ciemność opanowała cały cmentarz,
jedynym światłem, były rozpalone znicze na większości grobów.
Nie bałam się, że
siedzę sama na pustym cmentarzu. Bo niczego tak się nie bałam jak tego, że
musze żyć bez niej. Nie umiem.
- Tu jesteś.- Usłyszałam zza sobą
ochrypnięty głos przesiąknięty ulgą. Nie rozumiałam, dlaczego wciąż jest przy
mnie. Przecież każdy ode mnie odchodzi, kiedy on to zrobi?
- Jestem tu, gdzie powinnam być
zawsze. Przy niej.
Spojrzałam na małe zdjęcie
przyjaciółki na płycie kolejny raz wypuszczając słone łzy.
- Błagam
otwórz drzwi! Proszę nie rób mi tego! – Walenie w drzwi i błagalny szept
wybudził mnie z wspomnień. Wspomnień, które kilka dni temu były prawdziwym
żywym koszmarem, mimo wszystko on był. Siedział ze mną na cmentarzu, gdy ja nie
chciałam wracać do domu, a gdy oboje zmarzliśmy brał mnie na ręce i zanosił do
mieszkania. Nie potrafiłam tego docenić przez ból w sercu, który rósł na silę
każdego dnia.
I nadal tu
jest. A ja nadal próbuje. Próbuję w każdej sekundzie dowiedzieć się jak mam
żyć. Zrozumieć, co powinnam zrobić. Zebrać siły do życia. Bo chcę żyć dla
niego. Jestem tu, zepsuta, złamana, wyprana życia próbuję zrobić pierwszy krok.
Dla niego. Tylko, że z każdą próbą upadam na zimny beton, klęczę na kolanach i
proszę Boga o pomoc. By przestał mnie ranić, by dał mi żyć.
- Naomi
proszę odezwij się. Powiedz coś, nie każ mi odchodzić, bo jeśli teraz odejdę
mogę nigdy nie wrócić.
Może
powinnam mu pozwolić odejść. Zabijam go swoim brakiem siły na kolejne dni. Tym,
czym jestem, tym, co robię, tym, co mówię, tym wszystkim zabijam go. Moja bezsilność odbiera mu szczęście. Jestem
tylko kolejnym śmieciem, który znowu zgubił sens życia. Czy powinnam pozwolić
mu odejść?
-
Proszę. – Przymknęłam powieki na jego
kolejny szept.
Nie umiem.
Nie umiem pozwolić mu odejść. Bo dzięki niemu to piekło nie wydaje się tak
straszne. Patrzę na niego i widzę coś. Coś, co każe mi żyć. Coś, co sprawia, że
łatwiej oddychać. Coś, co sprawia, że chce się śmiać, gdy wszystko inne boli. Coś,
co mówi, że to mój cel. Patrzę na niego i widzę to. Widzę sens. Mój zagubiony
sens. On jest moim życiem. Chce żyć dla Niego. Chce walczyć. Chce dać mu wszystko,
co jest we mnie najlepsze.
Wstałam na
równe nogi i powoli zaczęłam otwierać każde zabezpieczenie drzwi, by po chwili
je otworzyć. Pociągnęłam za klamkę stając na wprost Harrego. Jego szeroko
otwarte oczy wypełnione przerażeniem i moje zapłakane, co chwile wypuszczające
kolejne słone łzy, patrzyliśmy na siebie jakbyśmy oboje rozumieli nasz
ból. Jego szybki niemiarowy oddech
uzupełniał mój urwany, dawał mi powietrze, abym w końcu mogła zrozumieć, że on
jest moim powietrzem. Stojąc w tym miejscu naprzeciw siebie, gdzie wszystko się
skończyło, nie potrzebowaliśmy żadnych słów. Oboje wiedzieliśmy to bardzo
dobrze. Nie musieliśmy tego mówić, bo oboje wiemy, że wszystko wokół nas
umarło. Nawet, jeśli wszystko dookoła przestało być nasze, to nadal mamy
siebie. Nasze ciała drżą stojąc w środku
tego piekła, zamiast zbliżać się do wyjścia z niego, my zagłębiamy się w nim
coraz bardziej i jak jeszcze nigdy w życiu, teraz potrzebujemy siebie
najbardziej.
Kolejne
minuty stały się wiecznością, gdy przyciągnął mnie do siebie, chowając mnie w
swoich ramionach. To on zawsze był moim schronieniem. Moją ucieczką i
bezpiecznym miejscem. Miejscem, w które zawsze chce wracać. W miejsce, w którym
tylko potrafię poczuć, że nie dziś, nie jutro, nie za tydzień, nie za miesiąc,
ale kiedyś będzie dobrze.
Poczułam jak
moje nogi odrywają się od powierzchni, a Harry powoli wchodzi do środka nogą
zamykając za nami drzwi. Powoli wspinał się po schodach, aby nas położyć w moim
pokoju. Przysunęłam się do niego najbliżej jak się dało, kładąc swoją głowę na
jego klatce piersiowej. Za nim rytm jego serca uśpił mnie, powiedziałam słowa,
które są moją modlitwą.
- Pomóż mi,
bo nie potrafię już żyć.
****
Leżeliśmy na
zimnej trawie trzymając się za ręce. Bez żadnych słów patrzyliśmy na
zachmurzone niebo, które szykuje się do wypłakiwania swoich łez. Słońce dawno
się schowało za tymi chmurami, nie dając żadnego znaku życia, jakby krzyczało,
że nie zobaczymy promyka jasności, jako nadziei, że żyjemy w ciemności. Właśnie
tak było. Ciemność nas do siebie powoli przyzwyczajała, a my nie uciekaliśmy,
trzymaliśmy się razem i naszym jedynym ratunkiem jesteśmy my. To nie promyk
jasności jest naszą nadzieją – naszą nadzieją jesteśmy my sami. To my jesteśmy
naszą wiarą, dzięki swojej obecności wierzymy, że przetrwamy. To my jesteśmy
swoim sensem, póki jesteśmy razem – żyjemy.
Z nieba
zaczęły spadać pierwsze krople deszczu, ochładzając nasze ciała. Nie
zamierzaliśmy uciekać pod schronienie, bo oboje wiedzieliśmy, że nasze jedyne
miejsce jest w swoich ramionach i to nas ochroni przed wszystkim. Przechyliłam
głowę w bok, by móc spojrzeć na mojego anioła, który już na mnie patrzył.
- Zayn chce
wyjechać z miasta. – Zaczął niepewnie, patrząc uważnie na moją reakcję.
- Wiem. – Szepnęłam.
Nie mam zamiaru go zatrzymywać.
- Dodał, że
nie wyjedzie bez Ciebie.
- Wie, że ja
nie wyjdę bez Ciebie.
- Dlatego
wyjedziemy wszyscy. – Zesztywniałam na jego słowa, próbując sobie je przetrawić
w głowie. Wyjechanie z tego miejsca z całą dwójką jest najlepszym wyjściem,
jeśli chcemy poukładać sobie życie, ale Harry miał zbyt wiele do zostawienia
tutaj. Go trzymało zbyt wiele, nas nic.
- Nie
możesz. – Zaprzeczyłam. – Masz zbyt wiele do stracenia.
- Rodzinę,
którą sie na mnie zawiodła, bo nie spełniłem ich oczekiwać, bo stałem się złym chłopakiem,
nad którym nie mają kontroli, rodzinę, która przez trzy lata okłamywała mnie i
wycięła z mojego życia najlepszą jego część? Stracę wszystko, jeśli Ty
wyjedziesz beze mnie.
- Możesz
spróbować im wybaczyć.
- A ty
próbowałaś wybaczyć swoim?
- Nie. Tylko,
dlatego, że nie potrafię. Nigdy nie będę potrafiła.
- To,
dlaczego nie rozumiesz, że ja też nie potrafię?
- Bo oddałam
wszystko za to byś z nimi był. Miał rodzinę, która nie wyprze się Ciebie. Żebyś
miał rodzinę, która Ci pomoże, dzięki której będziesz czuł się kochany. Żebyś
miał dom, do którego możesz zawsze wrócić i nieważne, co by się działo oni
zawsze będą cię kochali. Zrobiłam wszystko by cię uchronić od tego, co ja
poczułam przez moją rodzinę i po prostu nie wiem, czy będę umiała sobie
wybaczyć, że i tak do tego dopuściłam.
- To nie
jest twoja wina, ile razy mam Ci to powtarzać?- Spytał.
- Chce żebyś
był szczęśliwy.
- Jestem
przy Tobie.
- Chce żebyś
miał rodzinę, bo wiem jak boli jej brak.
- Mam
Ciebie, nie potrzebuje nikogo więcej.
- A co jeśli
umrę?
- Umrę
następnego dnia.
- Harry.
- Naomi. – Westchnął.
– Kiedy zrozumiesz, że jesteś najlepszą częścią mojego życia?
- Patrząc na
to gówno, w którym utknęliśmy? Nigdy.
- Dlatego
będę każdego dnia by w końcu wbić Ci to do tej pięknej, ale głupiej główki. Gdy
jesteś obok nawet to gówno ma swój urok.
- Skojarzyło
mi się to tylko z jednym gównem i to
nie jest fajne. – Zaśmiał się cicho na moje słowa.
- To gówno
nie śmierdzi. Zobacz deszcz przestał padać, a słonce powoli wychodzi zza
chmur. To znak.
- Co za
znak wymyśliłeś geniuszu?- Spytałam z sarkazmem.
- Słonce
wychodzi, gówno odchodzi, a my damy rade.
Zaśmiałam
się nie wierząc w istnienie jego mózgu, miał szczęście, że nadrabiał to urodą
inaczej zgaduje, że długo by nie przeżył w tym podłym świecie. Obróciłam się tak, że przyległam bokiem do
jego mokrego ciała, a głowę położyłam na jego klatce piersiowej, mój policzek
szybko przykleił się do mokrego podkoszulka Harrego. Poczułam jak składa
pocałunek na mojej głowie i bardziej do siebie przytula.
Mój wzrok padł na koniec parku, na ławkę nie daleko nas.Chłopak ubrany na czarno miał głowę przychyloną w naszym kierunku. Czarny kaptur bluzy zakrywał przeważnie większą cześć jego włosów oprócz przodu, jego brązowe włosy jak zawsze postawione do góry. Oczy, którymi nas świdrował każdego dnia i to samo spojrzenie, zapewniające nas, że zapłacimy za śmieć jego brata. Tak brata, który mierzył w mojego przyjaciela, który zabił moją przyjaciółkę, którego zabiłam ja.
Mój wzrok padł na koniec parku, na ławkę nie daleko nas.Chłopak ubrany na czarno miał głowę przychyloną w naszym kierunku. Czarny kaptur bluzy zakrywał przeważnie większą cześć jego włosów oprócz przodu, jego brązowe włosy jak zawsze postawione do góry. Oczy, którymi nas świdrował każdego dnia i to samo spojrzenie, zapewniające nas, że zapłacimy za śmieć jego brata. Tak brata, który mierzył w mojego przyjaciela, który zabił moją przyjaciółkę, którego zabiłam ja.
Wiedzieliśmy
wszystko o naszych wrogach, oni zapewne o nas też. Między nami toczyła się
walka, ale to oni ją kierowali, my tylko jesteśmy wplątani w nią nie znając
zasad. Nie mając pojęcia o niczym. Wiedzieliśmy, że albo czekali na nasz
pierwszy ruch spodziewając się z naszej strony ataku, albo być może śledząc nas
realizowali swój plan, który nie długo dobiegnie do końca. Wszyscy ich czuliśmy
każdego dnia, lecz nikt nie mówił o nich na głos. Wiedzieliśmy, że albo wszyscy
przetrwamy, albo wszyscy zginiemy.
****
- Ty znasz
go lepiej, wiesz, czego potrzebuję. – Powiedział. Chodziliśmy z Harrym po
centrum handlowym w poszukiwaniu prezentu na urodziny Malika. Nigdy nie mam
pamięci do dat, ale gdy tylko dowiedziałam się, że Zayn nienawidzi swoich
urodzin, automatycznie zapisałam sobie w głowie ten dzień by, co rok robić mu
na złość i świętować. Z samego rana, aż musiałam ustawić sobie budzik by wstać
o szóstej rano i wskoczyć do jego łóżka krzycząc głośno wszystkiego najlepszego, nic dziwnego, że wylądowałam na podłodze,
a za chwilę byłam duszona poduszkami, gdy dalej śpiewałam życzenia, a Malik
próbował mnie zamknąć. Ma wyjątkowy wstręt do tych słów, co mnie bardziej
nakręca.
- Brakuje mu
mózgu. – Odparłam. – Kupmy mu plastikowy mózg, do tego jakąś pozytywkę czy coś,
co będzie miało funkcje nagrywania wtedy nagramy mu życzenia i cały wieczór
będziemy mu to puszczali. To musi być bardzo wytrzymałe, żeby się nie rozjebało,
gdy rzuci w tym ścianę, albo w nas.
- Kupmy
kilka sztuk. – Wzruszył ramionami. – A teraz część poważniejsza?
- Dmuchana
lalka by nie czuł się samotny w nocy? – Odpowiedziałam szybko uśmiechając się
podle.
- Nie chce
żebyś kupowała mi prezent na urodziny, twoja głupota nie zna granic. – Zmrużyłam
oczy. – Jak już będziemy wybierać mózg dla Malika musimy wziąć ten najmniejszy,
żeby czasem tobie też pasował, bo większy nie wejdzie, a potrzebujecie go
oboje.
Podniosłam
jedną brew do góry, ukrywając rozbawienie.
Uśmiechnął się do mnie przebiegle, po czym zaczął uciekać przed siebie i
skręcił do sklepu z bielizną patrząc na mnie przez ramie. Pokazał mi język i
szepnął.
- Nic mi nie
zrobisz.
Stanęłam
przy ladzie, gdy ten jak zadowolone dziecko chodził przy bieliźnie i wybierał
tą najbardziej skąpą.
- Czy mogę w
czymś pomóc?- Blondynka podeszła do mnie z szerokim uśmiechem. Uśmiechnęłam się
podstępnie. Czas działać.
- Nie, nie
potrzeba. Harry świetnie sobie radzi – wskazałam głową na bruneta, który
właśnie oglądał stringi. Blondynka poszła moim wzrokiem. – Jest w tym całkiem
obeznany. Wiesz wypróbował wszystkie marki, wie, które są wygodnie, które się
wpijają w tyłek. Normalnie ekspert.
- Słucham?- Blondynka
patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- To jest
nic. Gdybyś zobaczyła jak się cieszył, gdy kupiłam mu wibrator. Całymi dniami
siedział w swoim pokoju i krzyczał jak mu dobrze.
Dziewczyna
chyba straciła mowę, bo wpatrywała się we mnie zszokowana. Ledwo, co
powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
-
Przepraszam mam innych klientów. – Odezwała się po chwili i szybko odeszła
znikając za półkami. Zaczęłam się śmiać zwracając uwagę Harrego, który uśmiechnięty
szedł do kasy z bielizną i to nie jedną.
Przez chwilę
staliśmy przy kasie czekając aż ktoś nas obsłuży, Harold, co chwilę szeptał mi
do ucha, jak seksowanie będę wyglądała w tej bieliźnie, którą wybrał. Nie
mogłam mu odpowiedzieć, bo w naszą stronę szła ta sama blondynka z niesmakiem
na twarzy weszła zza kasę i zwróciła się w naszą stronę z udawanym uśmiechem.
Proszę trzymajcie mnie, bo się posikam.
- Czy to
wszystko? – Starła się być uprzejma. Nerwowo patrzyła to na Harrego to na
koszyk obok kas, a wtedy zrozumiałam, że to była nowa bielizna i zazwyczaj
pytali się każdego klienta o zakup nowego produktu. – Nasz sklep, jako jedyny
ma w ofercie nową bieliznę z niespotykanym jak dotąd materiałem, czy zechciałby
Pan wypróbować… znaczy zakupić…
Przerwała
przez mój nagły wybuch śmiechu. Szybko wybiegłam ze sklepu, zostawiając tą
zdezorientowaną dwójkę. Usiadłam na ławce i zwinęłam się w kłębek nie mogąc
przestać się śmiać. Zaczynałam płakać ze śmiechu, a ludzie coraz bardziej na
mnie zwracali uwagę. Naprawdę próbowałam się powstrzymać przed śmiechem, ale
gdy powiedziała zechciałby Pan wypróbować
nie dałam rady. Za dużo.
Mój głośny
śmiech zmienił się już w szeroki uśmiech, zaczęłam wycierać mokre policzka, jednak,
gdy mów wzrok wyłapał złego Harrego wychodzącego ze sklepu znowu wybuchłam
śmiechem, łapiąc się ręką za brzuch.
Jedynym rozsądnym wyjściem była ucieczka, ale nie dam rady przez śmiech.
- Masz
rację, moja głupota nie zna granic. – Powiedziałam, gdy stał już obok i
zaczęłam głośno się śmiać. Jego ostrzegające spojrzenie tylko sprawiło u mnie
większą dawkę śmiechu.
- To nie
jest droga do mojego mieszkania. – Powiedziałam, gdy skręciliśmy w tą uliczkę, w
którą nie trzeba.
- Wiem,
kochanie. Mam dla Ciebie niespodziankę. – Uśmiechnął się cwanie. Zemsta się
szykuję. Za chwilę zobaczyłam wielki
budynek ozdobiony chujstwem z napisem Restauracja.
Już miałam się odzywać, żeby
wymyślił coś lepszego, ale przejechaliśmy zjazd po chwili mijając budynek. Jak się okazało blondynka po moim wyjściu zmieszana,
zaczęła się jąkać, że nie powinien się wstydzić tego, że preferuję w stringach
i wibratorach. Ma nauczkę, nie wolno
obrażać mojego bystrego mózgu.
Za nim się
obejrzałam zatrzymaliśmy się na parkingu wielkiego budynku, który wyglądał jak hala.
Na ścianach były grafity z zwierzętami.
- Myślisz,
że boje się zwierząt?- Spytałam rozbawiona. Harold się tylko uśmiechnął
przepuszczając mnie w drzwiach. Weszłam do środka jak się okazało hali, przed
nami był długo wąski korytarz a po bokach sklepy z przeróżnymi zwierzątkami. W
moje oczy rzuciły się papugi, postawiłam krok w ich stronę, gdy Harolda palce
wbiły mi się w ramie ciągnąc mnie do innego pomieszczenia. Szłam do niego tyłem
z utęsknieniem patrząc na te niesamowite ptaszki.
- Papu…-
zaczęłam z pretensjami, odwracając się, gdy się zatrzymaliśmy. – Aaaa kurwa
pająki! – Krzyknęłam przerażona. W jednej sekundzie przyległam do Harrego
chowając twarz w jego bluzce. Usłyszałam
stłumiony śmiech, gdy ja prosiłam byśmy z stąd wszyli, nie odrywając twarzy od
jego podkoszulka.
- Proszę. – Szepnęłam.
- Co
chciałaś powiedzieć?- Spytał rozbawiony. Zacisnęłam mocniej oczy. Gdybym mogła
się od niego odsunąć i otworzyć oczy zajebałabym mu. – Możemy tak tu stać cały
wieczór.
-
Przepraszam. – Powiedziałam szybko przestraszona jego słowami.
- I?
- Już nigdy
nie zrobię tak w tym sklepie. – Wymamrotałam w jego bluzkę.
- O zobacz,
jaki duży pająk…
- Nigdzie. –
Poprawiłam się szybko, wyobrażając sobie to wielkie paskudztwo. Usłyszałam jego głośny śmiech. Ciota.
- Przepraszamy,
jednak moja dziewczyna się boi pająków. – Powiedział rozbawiony do sprzedawcy i
z przyklejoną mną do niego wyprowadził nas z hali na świeże powietrze, gdzie
dopiero wtedy go puściłam. Odsunęłam się do tyłu, mierząc ostrym spojrzeniem
jego rozbawiona zadowoloną twarzyczkę.
- Świnia. – Wytknęłam
mu język i odwróciłam się idąc w stronę samochodu. Słysząc jego głośny śmiech
za sobą, sama nie mogłam się powstrzymać od małego uśmiechu. Wróciliśmy do gry.
Zatrzymaliśmy
się pod mieszkaniem, zmęczeni całym dniem poza domem. Na szczęście samochód
Jasona, jeszcze stał to znaczy, że Malik sam nie jest. Za nim wyszliśmy z domu, upewniliśmy się, że
Malik nie zostanie sam i będzie miał kogoś do pomocy gdyby czasem zaatakowali,
a my nie zdążyli dotrzeć do domu.
- Kochany
Maliczku mamy prezn…- przerwałam wchodząc do salonu. – Izz?
- Co ty tu
robisz?- Warknął Harry, który za chwile po mnie wszedł.
- Chyba nie
sądziliście, że wy sobie wyjedziecie i mnie tu zostawicie?!Cześć.
Czy tak naprawde trudno było napisać te komentarze? Oczekuję, że tak będzie pod każdym tak jak wy oczekujecie ode mnie nowego rozdziału. Nie mam zamiaru dalej pisać pod każdym rozdziałem, że jeśli nie będzie takiej ilości jak w limicie - kończe bloga. Ale tak będzie. Jestem zmęczona proszeniem was o doceninie mojej pracy, ba i to nawet jednym słowem. Jeśli ktoś nie potrafi tego zrozumieć, sorry.
Co do rozdziału, ten wyjątkowy mi się podoba i liczę, że wam się spodoba. ;d
Jak wam lecą wakację? Ja zamierzam balować dalej. - kolejna wycieczka nad jezioro z przyjaciółmi. To niewiarygodne jak w środku piekła, można poczuć jakąś radość :D
Cóż mam nadzieję, że wam wakacje miją świetnie ;d
Do następnego, caluję - nadal zołza :D
30 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ !
Świetny, świetny, świetny.
OdpowiedzUsuńMówiłam Ci już, że Cię kocham i że Kocham Twoje blogi?
Tak? No to powtórzę : )
Nie mogę doczekać się kolejnego.
ONI SĄ CUDOWNI JAKO PARA
OdpowiedzUsuńSHIPPUJE ICH JAK CHOLERA
NO CÓŻ
NIE WIEM CO NAPISAĆ
ALE PEWNIE WIESZ ,ZE BARDZO KOCHAM TO JAK PISZESZ I TAK DALEJ I TAK DALEJ , W SUMIE NIC CIEKAWEGO DO CZYTANIA,WIEC NIE BEDE DALEJ LAŁA WODY I ZAKOŃCZĘ NA TYM,ŻE CZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ , BUZIAKI @HAZZMYLOVER xx
Ouuu ostro.. Końcówka intrygująca ;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia An
Ten rozdział... JA PIERDOLE, TO NIE NA MOJE WRAŻLIWE SERCE, KURWA. UMARŁAM Z TRZY RAZY, A POTEM ZMARTWYCHWSTAŁAM, DASZ WIARĘ? WIDZISZ, CO TY ZE MNĄ KUŹWA ROBISZ, MISTRZU?
OdpowiedzUsuńTAK, JA TEŻ DLATEGO PŁACZĘ :'(
DOBRA, KURWA TA PIERDOLONA MATKA STYLESA MA PIEPRZONE SZCZĘŚCIE, ŻE MNIE TAM KURWA NIE BYŁO, BO BYM TEJ PANIENCE Z OKIENKA KUDŁY WYRWAŁA. CO DO CHOLERY?! JAK MOŻNA BYĆ TAKĄ SUKĄ, NO KURWA JA NIC TUTAJ NIE ROZUMIEM. PIEPRZONA MATKA ZA 3 GROSZE I TYLE W TYM TEMACIE. KURWA NO AŻ ZARAZ WYBUCHNĘ PRZEZ NIĄ. WSPÓŁCZUJĘ CI HAZZ, ŻE JĄ MASZ I SOBIE TEŻ, HEHCIK XD
BOŻE, MYŚLAŁAM, ŻE ZNOWU BĘDĘ RYCZEĆ, ŻE COŚ MIĘDZY NIMI NIE WYJDZIE, A NAO NIE OTWORZY DRZWI I TEN DZIWAK PÓJDZIE, ALE OTWORZYŁA I SĄ RAZEM, BOŻE DZIĘKUJĘ! KOCHAM ICH JAKO PARĘ, KAŻDY ICH KOCHA, BO NIE MA INNEJ MOŻLIWOŚCI. ONI SĄ WSPANIALI, PRZEZNACZENI SOBIE I NIKT ANI NIC NIE MOŻE ICH ROZDZIELIĆ. JA NA TO NIE POZWALAM!!! NO!
"- A co jeśli umrę?
- Umrę następnego dnia.
- Harry.
- Naomi. – Westchnął. – Kiedy zrozumiesz, że jesteś najlepszą częścią mojego życia?"
OH, BOŻE JAK JA ICH KOCHAM, NO CHOLERA JASNA. ONI SĄ TACY WSPANIALI I NIE MA INNEJ MOŻLIWOŚCI. HARRY JEJ TUTAJ MIŁOŚĆ CAŁY CZAS WYZNAJE I O BOŻE... UMARŁAM? JESTEM W NIEBIE? :o
AKCJA W SKLEPIE TOTALNIE MNIE ROZJEBAŁA, HAHAHA! JAK NAO COŚ WYMYŚLI, TO PO PROSTU JUŻ NIE WSTAJE, HAHA! KOCHAM JĄ, MOJA IDOLKA! RANY, DZIĘKI CI KOBIETO, DZIĘKI TOBIE ODZYSKAŁAM DOBRY HUMOR!
NO I NA KONIEC JA! O MÓJ BOŻE! JAK JA KOCHAM TAKIE MOMENTY! NO KURWA, GDZIE SIĘ BEZE MNIE IDIOCI WYBIERACIE, CO? A W JAJA CHCESZ?! HAHAHAHA
STYLES, POŻAŁUJESZ, ŻE SIĘ TAK DO MNIE ODZYWASZ! JA CI TU RATUJE TYŁEK, TWOJĄ MIŁOŚĆ RATUJĘ, A TY MI TAK SIĘ ODPŁACASZ? MASZ PRZEJEBANE!
NAO! SKARBIE, STĘSKNIŁAM SIĘ :*
MALIK ŚCIĄGAJ MAJTKI, BO ZARAZ BĘDZIEMY ŚWIĘTOWAĆ TWOJE URODZINY, HYHYY <33
KOCHAM TEN ROZDZIAŁ! I CIEBIE TEŻ MISTRZU! <3
Pozdrawiam i życzę weny xx
super rozdział :)
OdpowiedzUsuńJego matka to egoista, s***a która nie zasługuje na takjiego syna i na jakie nkolwiek dzieckpo...OomB Naomi- jej postać mnie rozwala w takim sensie że jest zaz bardzo pogrążona w roz\paczyu i nie widzi sensu życia które tłumaczy jej Harry będąc przy niej. I udowadnia jej to każdego dnia. Ponieważ jest tego warta... Oooo... jaka ona jest wspaniałe wkórzająca i słodka robiąc komuś na złość. Biedny Malik ale preze=nt świetne...
OdpowiedzUsuńHarry no kto by pomyślał żę ty takie coś.Chciałabym widzieć taką sytuację naprawdę i mine ich wszystkich. Wariatka. Ten gościu mnie przeraża jakkby ten blog nie mógł być szcześlkiwy i zawsze musi być zła postać. No cóż ale dzięki temu ten blog jest cudownie niesamowisto zajefajny. Wręcz zajeh=fany go granic możliwaość a jak to moźżliwe to nawet po za granice♥ Wiem że jeztewś zołzą nie musisz tefo pisać. Ale za to zołzą która ma ogromny talent. Uwierz czytałabym y=twoje książki. Musisz kiedyś jakąś napisać. Twój dar powinni poznać inni. Ja cb też cału8je i pozdrawiam Ola K ♥:*
Świetny <3 K.
OdpowiedzUsuńcudowny <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńO nie... Wszyscy w domu mają mnie za wariatke. Śmiałam się jak jakaś idiotka mimo to, że na początku przeszłam zawał czekając na to czy otworzy mu te jebane drzwi czy nie. Więc pewnie wyglądałam jak małpa czekająca na banany... Elo melo i tak dalej. Czekam na kolejne rozdziały. @Harry_MyGod
OdpowiedzUsuńCUDOWNY X.X Kocham to ff ♥!
OdpowiedzUsuńIzz? Kto to o.O ?? ??
OdpowiedzUsuńEh... gdy sie uważniej czytało rozdziały, napewno byś wiedziała, że to jest siostra Harrego.
UsuńMój ulubiony moment? Trudni wybrać... Pierwszy: gdy otworzyła mu drzwi. Drugi: rozmowa o gównie. Trzeci: sklep z bielizną. Naprawdę padłam i nie wstaje. To niesamowite jak bardzo mu na niej zależy. Aż łezka się kręci w oku. Rozdział wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju! Uwielbiam go. Trzymaj się :)
OdpowiedzUsuńNika. x
Uwielbiam bardzo ;D oni SA swirnieci :D
OdpowiedzUsuńSzybko next ! :)
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńSuper, płakałam ze śmiechu przy scenie w sklepie. Czekam na nn
OdpowiedzUsuńŚwieyny rozdzial. śmiałam sie az mnie rozbolał brzuch:))
OdpowiedzUsuńŚwietny :) ~`HungryKilljoys
OdpowiedzUsuńŚwietny :) ~`HungryKilljoys
OdpowiedzUsuńPrzepraszam,przez przypadek dodałam 2 komentarze,głupi komputer :(
UsuńŚwietny a tą scena w sklepie haha genialna :-D
OdpowiedzUsuńHA, usunął mi się komentarz, no umre. -.-
OdpowiedzUsuńpisanie na schodach koło recepcji, bo tylko tu łapie wifi jest.. doceń to! xD
co do rozdziału, bo to najważniejsze:
wow.
WOW.
W O W.
W OOOOOO W!
no zatkało mnie. i rycze jak kretyn, a przechodzący ludzie pewnie myślą: "co ta idiotka tak ryczy w tej recepcji." xD
matka Harry'ego - no nienawidzę kobiety. jak mogła ją uderzyć, jak mogła wypowiedzieć takie słowa? menda. -.-
letarg Naomi.. ciężko mi było to czytać, przede wszystkim przez łzy, no ale nie będziemy tego roztrząsać. masz talent do pisania takich przejmujących scen i w ogóle.
ich wyjazd - dlaczego pomyślałam, że to urocze? nie wiem, ale cieszę się, że wyjeżdżają wszyscy razem, naprawdę. :D
mam nadzieje, że nic nie pominęłam.
wgl kocham ich i Naomi, i Harry'ego. tak bardzo do siebie pasują. :D
scena w sklepie - mistrzostwo! :D
mam nadzieję, że u Ciebie jednak troszkę lepiej! :)
pozdrawiam,
SweetsLucky. :) x
zajebiste sceny :) już nie mogę doczekać się nexta :) a Izz powinni zabrać z sobą bo ona się z nimi dogaduje ;) pzdr ruda :D
OdpowiedzUsuńCo to kurwa za matka ja sie pytam ?! Nosz zajebać tylko -.- Może by się mózg znalazł.. Nie dość ,że tak go okłamywała to.. ah szkoda słów na suke !
OdpowiedzUsuńHazz i Naomi... Hm.. Tu jest uroczo ! Ale niech zabiorą Izz ze sobą ! Nie mg jej tak zostawić ! Jest wspaniała i choć powinna zostać z matką to z drugiej str dobrze by było, gdyby była z Nimi. Jezus jakie to zagmatwane XD
Rozdział niesamowity !
Tak wgl to mam nadzieję ,że się jakoś trzymasz Kochana ! Weny !
Seyaaa :*
~ Domi
Kocham to! Popłakałam się i to jest jeden z najlepszych rozdziałów! Kocham tego bloga.Ja chce już następny.Oni są tacy słodcy *,* A ta jego matka...brak słów,to nie matka -,-
OdpowiedzUsuńHahahahahah . Te ich kawaly to po prostu mnie dobijaja . Sa zajebisci . !
OdpowiedzUsuńGenialny ;**
OdpowiedzUsuń