- Kto Ci
powiedział, że zamierzamy wyjechać?- spytałam zmęczona siadając na fotelu.
Harold usiadł na drugim fotelu uważnie śledząc ruchy swoje siostry.
- Zayn się
wygadał. – wzruszyła ramionami zadowolona siadając obok winowajcy tego całe
zdarzenia.
- No co?-
spytał na nasze spojrzenia. – Skąd mogłem wiedzieć, że ona nie wie?
- Bardzo
dobrze, że mi powiedział, bo byś mnie kretynie zostawił tu samą! – krzyknęła w
stronę Harolda. I ja mam z tą dwójką
wytrzymać codziennie?
- Nie podnoś
głosu!- warknął Harold. – Nawet nie ma rozmowy! Nigdzie z nami nie jedziesz!
- Naomi
ratuj?- zwróciła się do mnie posyłając mi błagalne spojrzenie.
- O nie nie
nie nie, nie wciągajcie mnie do tego. I tak już jestem martwa, gdy wasza matka
się dowie, że próbuje zabrać jej kolejne dziecko.
- Widzisz
Nao się zgadza! – krzyknęła wymachując rękami w górę w geście zwycięstwa. –
Zayn także.
- Nawet nie
pytałaś…
- Zamknij
się!- przerwała Malikowi w pół zdania. Zaśmiałam się, lecz widząc wściekłe
spojrzenie Harolda, szybko spoważniałam.
- Nie
jedziesz! – odezwał się ostatecznie brunet. Wstał z fotela kierując się w
stronę schodów. Oczywiście, nieugięty braciszek zakończył rozmowę. A za nim wstała nieugięta siostrzyczka.
- Robiłam
wszystko by pomóc waszej dwójce, teraz chce żebyś ty pomógł mi.
Szepnęła z
słyszalnym bólem w głosie. Przełknęłam głośno ślinę patrząc zatroskanym
wzrokiem na mojego chłopaka. Stał przy schodach ze spuszczoną głową. Nasze piekło znów utrudniało nam prostą
drogę. Nie pozwala zapomnieć, że każdą chwilę szczęścia musimy zapłacić
chwilami goryczy.
Harry bez
słowa wszedł na górę, by za chwilę trzepnąć drzwiami zamykając się w którymś z
pokoi. W ciszy patrzyłam na szczupłą brunetkę przede mną. Stała ze spuszczoną
głową ledwo powstrzymując się przed łzami.
Przeniosłam wzrok na Malika, który aż zaprzestał jedzeniu chipsów. Jego
wzrok był wbity w podłogę. Ciężko westchnęłam podnosząc się. Powoli podeszłam
do siostry Harrego sama nie wiedząc co powinnam powiedzieć.
- Izz mimo,
że jesteśmy wszyscy tutaj razem, nie jest dobrze. A Harry próbuje Cię od tego
uchronić. – szepnęłam.
- Nie chce
tam wracać. – odezwała się cicho. – Do domu, w którym czuje się obco. Mieszkać
z mamą, która zachowuje się jak obca osoba, która nie potrafi zaakceptować
szczęścia swojego dziecka, która oczernia najbliższe dla mnie osoby. Nie każcie
mi tam wracać, proszę.
I w tym cały
problem, rozumiałam ją. Cholernie dobrze ją rozumiałam, ale to nie jest moja
decyzja.
- Pójdę z
nim pogadać. Zayn się tobą zajmie. –
spojrzałam na bruneta, który przytaknął. Westchnęłam i zostawiłam tą dwójkę idąc
najpierw do kuchni po lody czekoladowe, a potem schodami do pokoju. Wiem, że
kocha swoją siostrę. Najbardziej na świecie i tak samo jak rozumiem ją, jestem
w stanie zrozumieć jego.
Otworzyłam
drzwi do mojego pokoju, gdzie Harry leżał na łóżku gapiąc się w sufit. Zamknęłam drzwi za sobą podchodząc do łóżka.
- Nie mam
kozy, ale mam lody czekoladowe. – powiedziałam kładąc się obok niego. Podałam
mu jedną łyżeczkę i otworzyłam litrowe opakowanie. Przez chwile w ciszy siedzieliśmy jedząc jego
ulubione lody.
- Dobiła
mnie tymi słowami. – szepnął, a jego ręka zaczęła drżeć gdy nabierał lody na
łyżeczkę. – Chce jej pomóc, ale nie mogę w ten sposób. Kocham moją małą
siostrzyczkę i mając ją przy sobie każdego dnia byłbym szczęśliwy, ale
uciekamy. Będziemy ścigani, a ona przeze mnie też będzie w niebezpieczeństwie.
- Musisz
wziąć pod uwagę, to, że tu też nie jest bezpieczna. Nikt nie jest bezpieczny,
chociaż mogą też zostawić nasze rodziny w spokoju gdy będą chcieli nas dopaść
jadąc za nami. Wszystko jest możliwe, Harry. Nie jesteś w stanie tego
przewidzieć, ale za nim podejmiesz decyzję, musisz się dowiedzieć dlaczego chce
uciec.
- A jeśli
będzie miała mocne powody i ją zabierzemy ze sobą, a tam będzie dla niej
jeszcze gorzej?
- Wszyscy
razem jesteśmy w tym piekle, Harry. Nie będzie sama. Zrobimy wszystko by tam
się udało. Pamiętaj Słonce wychodzi, gówno odchodzi, a my damy rade.
Zaśmiał się
cicho patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się na widok jego roześmianej twarzyczki.
Widziałam w jego zielonych tęczówkach strach. Każde z nas się bało tego co mamy
teraz, tego co nas czeka. Obraliśmy nową drogę, nieznaną ścieżkę, lecz nie
idziemy sami. Przetrwamy.
- Możesz nie
mówić tego przy jedzeniu tak pysznych lodów?- spytał z kwaśną miną.
- Gówno,
gówno, gówno tak bardzo śmierdzące gówno. – zamknęłam się gdy poczułam coś
mokrego na moim czole. Harold nachylał się nade mną z pustą łyżeczką w górze
nad moją głową, na której były lody, które teraz pływają na mojej twarzy.
- Gówno masz
na czole. – zaśmiał się sam ze swojego żartu. Zamknęłam oczy gdy lody wybrały
sobie nową ścieżkę przez moje oczy do policzka z policzka do szyi. Sięgnęłam po
swoją łyżkę wbitą w lody i nabrałam na nią szybko rzucając małą warstwą w twarz
Harrego. Tym razem to ja się zaśmiałam na gówno
na jego policzku.
- Taka
jesteś cwana. – odezwał i po chwili usiadł na mnie okrakiem, wierciłam się po nim jednak on skutecznie
trzymał mnie przy w tej samej straconej pozycji. Nabrał na rękę sporą ilość
lodów i położył ją na moich policzkach. Czułam jak lody zamrażają mi twarz. Gdy
jego palce znalazły się przy moich ustach, jednego z nich ugryzłam.
- Ugryzłaś
mnie. – stwierdził geniusz dnia. Uśmiechnęłam się słodko.
- Tak to
jest gdy się wsadza palca w nie tą dziurkę co trzeba. – odpowiedziałam uśmiechając się cwanie. Z
uniesioną brwią patrzyłam jak jego oczy jeszcze bardziej nabrały blasku, a na
ustach zabłądziły piękny szeroki uśmieszek.
- Zaraz
trafię w tą dziurkę co trzeba. – odpowiedział, a jego palce dotknęły dziurek
mojego nosa. Zaśmiałam się głośno, a słysząc jego śmiech , śmiałam się jeszcze
bardziej.
- Nie
posuwajmy się do tak śmiałych ruchów, Haroldzie. – zakpiłam z szerokim
uśmiechem.
- Wybacz,
jeszcze przez moje erotyczne gesty wezmą nas za zboczonych. – odparł na co
oboje się zaśmialiśmy.
- Albo
gorzej, za popieprzonych.
- Albo
jeszcze gorzej, dowiedzą się, że uciekłaś z psychiatryka.
- Może być
jeszcze gorzej, gdy dowiedzą się o tym, że twoja głupota jest tak zaawansowana,
że nawet tam nie chcieli Cię przyjąć.
- Ciebie
nawet nie gonili gdy uciekałaś, nie chcieli Cię tam z powrotem. Twoja głupota przeraziła nawet samego diabła.
- Jednak
Ciebie nie przeraziła, bo dobrze wiesz, że moja głupota przy twojej to prawie
nic.
- Jestem
ładniejszy.
-
Szczególnie z tym gównem na twarzy. – zaśmiałam się patrząc na jego czekoladową
twarz. Cóż, moja musi wyglądać tak samo.
Już miał się odzywać, jednak przerwał nam krzyk na dole. Oboje na
oparzeni zerwaliśmy się z łóżka. Harold podbiegł do szuflady wyjmując z niej
broń.
- Masz tu
zaczekać. – szepnął zatrzymując mnie przy drzwiach.
- Pojebało
Cię ?- warknęłam. – Raz tu zostałam i zobacz jak to się skończyło.
Po tych
słowa zrezygnowany podał mi drugą broń i pokazał, że mam iść za nim. Jak tylko
najciszej się dało otworzył drzwi i pomału zaczęliśmy schodzić po schodach. W
przedpokoju przy drzwiach było czysto. Najgorsze jest życie w strachu. Nie
tylko boję się tego co mnie czeka, bo mimo tego, że nie jestem w tym sama,
ciężko mi zobaczyć swoją przyszłość. Pragnę ją zobaczyć i nie walczę dla
siebie, tylko dla nich. Dla nich walczę o każdy oddech. A życie w strachu
sprawia, że dostaje paranoi, każdy obcy ruch podsuwa mi do głowy widok
wymierzonego pistoletu w naszą stronę. Każdy krzyk wywołuje atak mojego serca, które w tym
momencie jest na granicy. Wszystko jest podejrzane, życie w strachu to najgorsza droga piekła.
Z pistoletami w rękach wycelowanymi przed
siebie wpadliśmy do salonu, gdzie jak gdyby nic na łóżku siedziała sobie dwójka
oglądających telewizje. Odetchnęłam z ulgą.
- Kurwa co
tu się dzieje?- warknął Harold chowając broń zza spodniami, kiedy odwrócili się
w naszą stronę. Zrobiłam to samo,
zastanawiając się jak kurwa można tam trzymać broń i chodzić z nią jak gdyby
nic. – Czy was do cholery pojebało do reszty żeby krzyczeć?
Zayn posłał
mi pytające spojrzenia, na co skarciłam go wzrokiem. Widocznie zapomniał o zasadach jakie
ustaliśmy miesiąc temu. Gdy tylko wymsknie nam się krzyk trzeba dać reszcie do zrozumienia, że nic się nie dzieje.
- Uspokój
się Harry, nie wiedziałam, że tu nie można krzyczeć. – odezwała się Izz,
patrząc na niego zdziwiona. – Nie chciałam krzyczeć, ale dostałam znienacka poduszką w głowę. Dowiedziałam się, że ma urodziny i powiedziałam
tylko Wszystkiego najlepszego , a ten
mnie zaatakował jakbym zrobiła jakąś
zbrodnie.
- Mnie
próbował za to udusić. – zaśmiałam się, widząc zabójcze spojrzenie Malika,
który za chwilę wystawił mi język.
- Musimy
porozmawiać. – odezwał się Harry do siostry. Spojrzałam na Zayna
porozumiewawczo i za chwile szliśmy już do mojego pokoju.
- Czemu masz
gówno na twarzy?- spytał gdy wchodziliśmy po schodach.
- Bo nie
zrobiłeś zakupów. – skomentowałam jego ostatnie zadanie w którym przeszedł
samego siebie. Cóż sam się upierał, że
musi wyjść do ludzi, bo z nami oszaleje, więc wysłaliśmy go do sklepu.
- Przecież
kupiłem piwa. To, że zapomniałem o pieczywie i coś do niego to nie była moja
wina. – bronił się.
- Oczywiście
bo to wina Świętego Mikołaja. Sukinsyn z
niego. – odparłam z kpiną ponownie rzucając się na moje łóżko, które już było
trochę pomazane lodami. Odłożyłam prawie puste pudełko lodów na stolik obok i
zrobiłam miejsce dla tego śmierdzącego gada.
Kąta okiem wiedziałam jak brunet wywraca oczami. No tak Nie jesteście w stanie zrozumieć tak mądrego
mózgu człowieka, wy dwa głąby. To
nam powiedział, gdy z Harrym nabijaliśmy się z niego gdy wrócił z zakupów.
-Ładna jest
– powiedział nagle. Przekręciłam głowę w bok, posyłając mu pytające spojrzenie.
– Ta siostra Stylesa.
- Wiesz, że
mam kija bejsbolowego pod łóżkiem?- spytałam poważnie. Zmarszczył brwi.
- Co ona ma
do tego?- spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- To, że nim
dostaniesz jak ją zranisz, Malik. –
ostrzegłam go całkowicie poważna. – Jesteś moim przyjacielem, ale nie zawaham
się go użyć. Serio, Zayn ona nie jest na jedną noc.
- Skąd
wiesz, że chce ją na jedną noc?
- Na kilka
też. Ona jest naszą rodziną. Rodziny się nie traktuje jak śmieci. Przynajmniej
nasza rodzina się tak nie traktuje.
- Nie zranię
jej. – zapewnił. Uwierzyłam mu. Nie mogę znieść myśli, że oni będą cierpieć,
jednak wydaję mi się, że nie tylko ja o tym wiem. To nie jest koniec naszych problemów.
Rozpętaliśmy wojnę walcząc o to co jest dla nas najważniejsze, walczymy o swoje
życia i obawiam się, że ta walka się nie skończy gdy wyjedziemy.
- Za nim
wyjedziemy, musisz odwiedzić jeszcze jedno miejsce. – odezwał się, a ja już
bardzo dobrze wiedziałam co to za miejsce.
****
Zatrzymałam
się przed niewielką szopą stojącą za wielkim domem. Z kieszeni spodni wyjęłam
mały kluczyk do kłódki zabezpieczającej wejście. Gdy tylko się otworzyła,
wzięłam głęboki oddech niepewnie wchodząc do środka, a wspomnienia zaatakowały
moje myśli.
- Jesteś pierwszą osobą, którą tu
wpuszczam. – staliśmy z Alexem przed niewielką szopą umieszczoną za jego
mieszkaniem. Jego słowa wzbudzały u mnie dezorientacje, nie byłam pewna co
sprawiło, że chce mi coś pokazać. Otworzył kluczem małą kłódkę po czym wszedł do
środka. Niepewnie weszłam do całkowitej ciemności. Po chwili zapaliło się
światło rozświetlając całe pomieszczenie. Było tu jak w każdej zwyczajnie
szopie.
- Uroczo. – odezwałam się kpiną.
- Zaraz zobaczymy. – odparł uśmiechając
się szeroko. Podszedł do szafy siłując się z nią, przesuwając ją na bok. Za szafy
wyłoniły się kolejne drzwi, zamknięte na kolejną kłódkę, którą za chwile
otworzył i znowu weszliśmy do ciemnego pomieszczenia. Zmrużyłam oczy gdy
jaskrawe pomieszczenie rozświetliło wszystko. Szeroko otwartymi oczami
patrzyłam przed siebie na zaklejoną ścianę małymi zapisanymi karteczkami.
Wolnym krokiem podeszłam do ściany, czytając jedną z chyba setki karteczek.
- Dzień 67. Udowodniła mi, że umiem
być szczęśliwy bez alkoholu. – przeczytałam na głos.
- Na tych karteczkach pisałem o
każdym dniu, w którym piłem wodę.
Zamieściłem na tych kartach każdy dzień, który dzięki tobie osiągnąłem.
- Daj spokój, Alex. To wszystko
zawdzięczasz sobie. Jestem tylko barmanką podającą Ci wodę. Sam tego dokonałeś.
- To kto nabił mi guza mopem, gdy po
kryjomu próbowałem się napić wódki? Kto bez zgody szefa przemieścił cały barek
bym na swoim miejscu nie miał widoku na alkohole? Kto w najgorsze moje dni załamania, podawał wszystkim klientom wodę zamiast wódki,
powtarzając, że musimy mnie wspierać? Kto później dostał opierdol, bo cały klub
bez alkoholu został pusty, a przez resztę wieczoru kto pił, że mną wodę udając,
że to ci odpowiada? Kto dnia 67 spędził ze mną cały dzień i sprawił, że śmiałem
się jak idiota bez kropli alkoholu? Ty, to byłaś tylko Ty i pomogłaś mi
bardziej, niż uważasz. Chciałem, żebyś
to zobaczyła bo każdy dzień z tobą tu jest.
- Przyznaję, że w tym momencie
osiągnąłeś kolejny sukces. Pierwszy raz mnie zamknąłeś i nie wiem co
powiedzieć.
- Yeeea, wreszcie mi się tu udało. –
krzyknął śmiejąc się. Zaśmiałam się ze łzami w oczach. - i tak to wszystko zawsze będzie za mało za to
co dla mnie zrobiłaś. To pisanie mi wiele pomogło, wiec pomyślałem, że druga
ściana może być twoja.
Przesunęłam
szafę dochodząc do drzwi. Otworzyłam je kluczem, a kolejne ciemne pomieszczenie
rozświetliło się światłem, zatrzymałam
się na środku wpatrując się ścianę przed sobą. Mimowolnie łzy zaczęły spływać
po moich policzkach. Potrafiłam sobie teraz wyobrazić, że stoi obok mnie i jest
tak cholernie z siebie dumny, jak ja z niego. Dla każdego to zwykłe karteczki
dla mnie były siłą, naszym cierpieniem, nadzieją, wiarą i nim. Czytając każdy
dzień od nowa dzień, czułam jak jest przy mnie. Czułam chłodny dotyk na moich
palcach, przymknęłam powieki wyobrażając sobie, że trzyma mnie za rękę i jest
tu ze mną. Te słowa, te wszystkie dni ukazywały z jaką siłą żył. Jak walczył ze
swoim cierpieniem i wygrał. Jak w każdy dniu widział nadzieję, nadzieję, że
następnego dnia napisze wygrałem. I napisał.
Dzień 159. Wygrałem.
- Pomóż mi
teraz wygrać, Alex. – szepnęłam wycierając bluzką mokre policzka. – Chociaż
wygrałam już wszystko, mając takiego przyjaciela jak Ty.
Wróciłam się
do pierwszego pomieszczenia, zabierając z podłogi wielkie pudełko. Choć to
miejsce było tylko nasze, nie mogę sobie pozwolić na zostawienie ostatniej
części jego, która mi została. Wierze, że mając przy sobie jego karteczki
poczuje jego nadzieję, jego wiarę i wytrzymałość. Zawieszone w naszym
nowym domu, gdzie nikt nie będzie miał
dostępu. Będę pamiętała, że nie mogę się poddać, bo on nigdy tego nie zrobił,
nawet jeśli krzyczał bym go zabiła.
Ostrożnie
zaczęłam zrywać 159 karteczek chowają je do pudełka. Gdy już dochodziłam do
środka z każdą odklejoną karteczką pojawiły się czarne litery napisane na
ścianie. Zerwałam wszystkie kartki, a napisał ukazał mi się w całości.
Jeśli to czytasz, to znaczy, że
musiałem Cię zostawić. Jednak wciąż przy Tobie będę. Walcz moja mała
przyjaciółko. Nie jesteś ciemnością, jesteś moim aniołem. Walcz, bo wiem, że
wygrasz.
Kolejne fale
łez zaatakowały moje oczy. Nie mogłam przestać płakać, bo wiem, że zbyt wiele
straciłam i jak mało widziałam przez swój ból. Jak mało doceniałam przez własne
cierpienie. Nigdy nie byłam dla niego
osobą, którą powinnam być. Nigdy nie byłam osobą, którą powinnam być dla
wszystkich którzy odeszli, ponieważ bałam się tego co się stanie gdy pozwolę im
wejść do mojego życia. Nie chciałam
nikogo więcej już stracić, więc robiłam wszystko by zostać sama. Mam nadzieje,
że nie wierzyli mi gdy oszukiwałam ich i samą siebie, że nie potrzebuję
ich. Wiem, że dziś już nie jestem w
stanie tego naprawić, mogę tylko zrobić dla nich jedną rzecz. Walczyć.
Podeszłam do
kolejnej ściany, na której wisiały moje małe karteczki. Poszłam po drugie pudełko i zaczęłam je
odklejać.
Dzień 1. Wciąż patrzę na drzwi, jakbyś miał za chwile
przez niej wejść.
Dzień 2. W obiciu kieliszka widzę
swoje puste oczy. Nie mogę niczego
innego poczuć, oprócz pustki.
Przestałam
czytać zrywając je szybciej. Co chwile
zatrzymywałam się przy jakiejś kartce przejeżdżając po niej palcem, jakbym
mogła poczuć na niej własny ból i łzy, gdy pisałam kolejną karteczkę drżącą
ręką.
Dzień 38. Chciałam umrzeć, a nie
udało mi się nawet zasnąć.
Dzień 94. Boję się. Boje się, że
jutro też się obudzę.
Dzień 113. Powiedział : Będzie
dobrze.
Odpowiedziałam : Wiem, dwa metry pod
ziemią.
Dzień 183 : Ostatni raz powiem kocham
Cię, by móc patrzeć na Ciebie z góry.
Dzień 206. Znów zapijam swoje myśli, lecz nadal jest
słyszę. Krzyczą ‘ Jesteś nikim ‘
Zerwałam
wszystkie zamykając je w kolejny pudełku, które po zamknięciu szopy zaniosłam
do bagażnika samochodu. Wzięłam głęboki wdech i zdecydowałam się pożegnać z
rodzicami Alexa. Choć wiedziałam jak to
się stało to nadal trudno było żyć z tym, że jego rodzice, rodzice Terry
chociażby Malika byli dla mnie rodziną, której jak nie mogłam mieć w swoim
domu. Zapukałam do drzwi, słysząc otwarte
weszłam do środka, kierując się w stronę salonu, gdzie dochodziły głosy
zapewne z telewizora.
- Dzień
dobry – przywitałam się wydobywając z siebie swoją miłą stronę.
- Oh Naomi,
dziecko kochane. – mama Alexa, Brenda szybko mnie dopadła w swoje ramiona ściskając
chyba za wszystkie lata. – Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Potrzebujesz
czegoś?
- Jest
dobrze. – zaśmiałam się zapominając, że potrafi w jednej sekundzie zbombardować
Cię pytania. – A u państwa?
- Oh złotko
jakoś sobie dajemy radę. Nie zawszę jest dobrze, ale trzeba iść do przodu z
uniesioną głową. – odpowiedziała, a jej uśmiech zgasł. – Właśnie oglądamy z
mężem kolejną durną telenowele, to naprawdę przechodzi granicę, że nic
porządnego nie można znaleźć w tej telewizji.
Zostały nam tylko gazety w których coraz częściej wypisują głupoty.
- Świat
pędzi do przodu, nie czekając aż się do niego przypasujemy.- odparłam, siląc
się na uśmiech.
- Żebyś
wiedziała, złotko. – Brenda uśmiechnęła się do mnie. – Napijesz się czegoś, kochanie?
Mamy tą herbatę, którą tak uwielbiałaś pić z Alexem.
Na jego imię
przeklęłam głośno ślinę, próbując powstrzymać łzy. Nie mam pojęcia kiedy stałam
się taka płaczliwa. Gdzie się podziała, twarda wiecznie bez humoru Naomi?!
- Nie,
niestety muszę się zbierać. Chciałam się tylko pożegnać. Wyjeżdżam z miasta.
- Oh,
dziecko mam nadzieje, że tam sobie ułożysz życie. – kobieta przytuliła mnie
mocno do swojego ciała. Przymknęłam powieki odczuwając przyjemne uczucie,
którego nigdy nie dostałam od własnej matki.
- Chodź tu
do mnie maluchu. – pierwszy raz odezwał się tata Alexa, Michael. Wstał z
kanapy, podszedł do mnie chowając mnie w swoich ramionach. Zaśmiałam się cicho
na jego przezwisko, którym zwracał się do mnie zawsze. – Zasługujesz na lepsze
życie. Nie możesz się nigdy poddać, pamiętaj maluchu.
- Zamierzam
wygrać. – szepnęłam uśmiechając się ze łzami w oczach. Odsunęliśmy się od
siebie. – Proszę do mnie dzwonić gdyby czegoś państwo potrzebowali. Będę daleko
z stąd, ale zrobię wszystko by wam pomóc, nadal mam tu kilku zaufanych ludzi.
- Zrobiłaś
już wyjątkowo dużo dla naszej rodziny. – odezwał się Michael.
- To za te
pyszne herbatki. – zażartowałam śmiejąc się radośnie. Straszne małżeństwo również się zaśmiało
posyłając mi ciepłe spojrzenia. – Muszę już wracać.
- Pamiętaj
maluchu, gdy będziesz w mieście zapraszamy na herbatkę i masz się nie poddawać.
- I dzwoń do
nas dziecko, gdybyś czegoś potrzebowała. – dodała kobieta. Przytaknęłam.
- Do
widzenia. – uśmiechnęłam się na pożegnanie. Wyszłam z ich ciepłego mieszkania
ze spuszczoną głową kierując się do samochodu. Ta rodzina była dla mnie kimś
kogo zawsze potrzebowałam. Kochałam swoich rodziców, nadal ich kocham, wydaję
mi się, że ta miłość nigdy nie zniknie, ale nigdy nie będę im potrafiła tego
wybaczyć. Popełniam błąd, byłam nastolatką, która dopiero uczyła się
samodzielności, a oni mnie zostawili jakbym nigdy nic dla nich nie znaczyła.
Nie przejmowali się tym, że wyrzucili mnie na ulicę gdy byłam niepełnoletnia.
Sprawili, że moje życie było większym piekłem. Nieważne jak bardzo mogę ich
kochać, nie chce ich nigdy więcej spotkać. Nie mam rodziców. Dla mnie oni
umarli, tak jak ja dla nich.
-
Zapomniałem, że zabiliśmy Ci kolejnego przyjaciela, jak on miał imię? Alex,
tak? Przyjemny widok, jak się smażył w ogniu, nieprawdaż?
Usłyszałam
gdy doszłam do swojego samochodu. Dopiero teraz dostrzegłam, że nie byłam tu
sama.
Od autorki : Czeeeść ;d
Rozdział pojawił się dość szybko jak na moje ostatnie czasy dodawania, a to tylko dlatego, że komentując dajecie mi tą zachętę, aż chce się pisać. ;d
Serio nie wiem co mam dalej napisać, więc tylko liczę na wasze komentarze i zapraszam na mojego nowego bloga, gdzie pojawił się już pierwszy rozdział.
Pozdrawiam, całuje. Olka ;*
30 komentarzy = nowy rozdzial!
30 komentarzy = nowy rozdzial!
Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńjak zawsze wiesz kiedy zakończyć, prawda?
No nic, Harry i Naomi razem, jak zawsze powodują uśmiech na moich ustach.
świetny rozdział <3 <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny jak zawsze. Musisz też ZAWSZE nas torturować końcówką ? :D Przez Cb bede czekała jak głupia na następny rozdział ! Moze Naomi im przypierdoli albo cos ? xD
OdpowiedzUsuńAhh moja wyobraźnia...
To co pozostawił jej Alex.. nie do opisania. Mam nadzieję ,że nie zapomni .. że będzie walczyć.. dla niego, dla nich, dla sb. Trzymam za nią kciuki !
Mam nadzieje że wena Cie nie opuści Kochana ! :*
Czekam na next !
Seyaa :*
~ Domi
Końcówka z dreszczykiem (czy jakoś tak) xoxo
OdpowiedzUsuńPowodzenia An
Dlaczego w takim momencie??? No dlaczego to robisz???
OdpowiedzUsuń<3!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBoże, kocham ten rozdział najbardziej na świecie! Rany, jestem taka podekscytowana i w ogóle! Czuję jakby wypiła pięć energetyków i przynajmniej cztery piwa, a przypominam Ci, że dzwoniłam do Ciebie w takim stanie, hahaha! Chyba wiesz o czym mówię, nie? :D
OdpowiedzUsuńJezu, jaram się sobą w tym rozdziale. Harry taki starszy braciszek, który próbuje trzymać Isabel z dala od wszystkiego. To niezdrowe Hazz, chociaż w zupełności Cię rozumiem. Martwisz się o swoją siostrę i masz racje. Mam nadzieję, że mnie nie skreśliłeś, to znaczy Isabel! :)
Strasznie podoba mi się stosunek Nao do siostry Stylesa. Widać, że traktuje ją trochę jak taką siostrzyczkę, albo małe dziecko, którym trzeba się opiekować, ale to jest słodkie!
Kocham scenę, w której Nao i Harry jedzą lody, naprawdę zabawne i przesłodkie! Hhahah, masz gówno na twarzy, no nie mogę z nich! Już miałam nadzieję, że Harry będzie zlizywał z niej te lody, a tu takie zawiedzenie :c
"- Ugryzłaś mnie. – stwierdził geniusz dnia. Uśmiechnęłam się słodko.
- Tak to jest gdy się wsadza palca w nie tą dziurkę co trzeba."
"- Zaraz trafię w tą dziurkę co trzeba. " I JUŻ MIAŁAM NADZIEJĘ NA SEKS, A ON DO NOSA JEJ PALCE WSADZIŁ ;O CO ZA ĆWOK! NO KURWA, HARRY DZISIAJ ZACZYNAMY SZKOLENIE, BO TRACISZ SWOJE WYCZUCIE CZASU! :O
No i te zdanie sprawiło, że normalnie się rozpłynęłam! :
"-Ładna jest – powiedział nagle. Przekręciłam głowę w bok, posyłając mu pytające spojrzenie. – Ta siostra Stylesa."
OH, MÓJ BOŻE! PIĘKNY MALIKU, TY MÓJ WYBRAŃCU! MATKO, JAK JA CIĘ KOCHAM, NO NORMALNIE SIĘ ROZPŁYWAM! BIERZ MNIE! CO Z TEGO, ŻE MAM SZESNAŚCIE LAT, A TY DZIEWIĘTNAŚCIE! WAŻNE, ŻE MOGĘ SIĘ PIERDOLIĆ, AHAAH!
OLA, CZEKAM NA COŚ WIĘCEJ, HAHA!
Scena z karteczkami i Alexem totalnie mnie wzruszyła. Miałam łzy w oczach, ponieważ wręcz czułam ból Naomi. Ona nie może się poddać i Ty też nie. Przypomnij sobie moje wczorajsze przemówienie, które chyba nawet Ci nie pomogło :/
JEZU, CHOLERA! KTO DO CHOLERY SIEDZI Z NIĄ W TYM SAMOCHODZIE?! NIE WYJEDZIEMY, PRAWDA?! KURWA, COŚ TY WYMYŚLIŁA?! PROSZĘ, NIE RÓB JEJ KRZYWDY!
A tak serio to - kocham ten rozdział za jego świetność. Jesteś genialna, mistrzu! Kocham Cię!
Pozdrawiam i życzę weny xx
Świetny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest jednym z moich ulubionych :)~`HungryKilljoys
OdpowiedzUsuńKocham ten rodzial . Alex byl wspanialy te wszystkie karteczki woda i napis na scianie . Placze najlepszy rozdzial ever .
OdpowiedzUsuńGenialny ;***
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńOmg *-*
OdpowiedzUsuńPopłakałam się..Te kartki i napiss..Mam nadzieje że nic sie jej nie stanie i przerywasz w takim momencie ohh dodawaj szybko nn nie moge się doczekać ! :**
Booski :3 Płacze..:( Kocham ten imagin i Cb.♥
OdpowiedzUsuńBoooooskie ;*****
OdpowiedzUsuńpopłakałam się ;'( boski rozdział <3
OdpowiedzUsuńtwoja twórczość jest piękna <3 <3
OdpowiedzUsuńBoski <3 <3
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnego <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńNo normalnie nie mogę uwierzyć! Malik i siostra Stylesa! Mam tylko nadzieję, że jej nie zrani. To słodkie, że Naomi tak się o nią troszczy, jakby Isabel była jej własną siostrą. Poza tym te karteczki mnie powaliły. Naomi nie może się podać. Choćby ze względu na Alexa. Przecież on w nią wierzył. Rozdział jest świetny, ale kończenie w takim momencie to czysty sadyzm.
OdpowiedzUsuń... Zaskakujący przebieg akcji. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńWooo.... Malik i siostra Stylesa - i ten tekst "nie zranie jej" . Na końcu chyba każdego zaskoczyłaś takim zwrotem akcji. Życzę weny,
OdpowiedzUsuń@aleksandraa984
Super rozdział, hmmm.... ciekawe kto to powiedział -,, Zapomniałem, że zabiliśmy Ci kolejnego przyjaciela, jak on miał imię? Alex, tak? Przyjemny widok, jak się smażył w ogniu, nieprawdaż?'' bardzo mnie to intryguje. Jak mogłaś zostawić w takim momencie!? Zabije Cię za to, albo lepiej nie, bo kto będzie pisał tak zajebiste opowiadanie. Dawaj szybko następny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie dawaj next! *.*
OdpowiedzUsuńTen moment z karteczkami był... No po prostu zajebisty. Miałam łzy w oczach, gdy to czytałam. Ogólnie cały rozdział był taki awww i fjxgsykfudyvdg. @Harry_MyGod
OdpowiedzUsuńRozpływam się za każdym razem, gdy czytam cokolwiek napisanego przez ciebie
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
OdpowiedzUsuńPiękny <3 Przepraszam że dopiero teraz komentuje ale miałam trochę problemy z internetem :/ I brak czasu.
OdpowiedzUsuńlove <33333
OdpowiedzUsuń