Rozdział 19

Czarny samochód z przyciemnionymi szybami stał zaparkowany tuż za moim. Jego właściciel stał opierając się jego maskę z prawie już wypalonym papierosem.  Jego ciemne oczy przyglądały mi się z wrogością jak i z krytą prowokacją. Jak zawsze czarny kaptur bluzy zakrywał jego brązowe postawione do góry włosy. Zatrzymałam się przy drzwiach patrząc na niego bez żadnego wyrazu. Wiedziałam, co próbuje osiągnąć swoim prowokacyjnym zachowaniem, dlatego nigdy nie chciałam by ktoś wszedł do mojego życia, właśnie z tego powodu. Znalazł mój słaby punkt i nie powstrzymuje się od grania na moich uczuciach. Nie chciałam nowych osób takich jak Terra, Malik czy Alex, bo bałam się, ze staną się moją słabością jak cholerny Harry Styles. A twoi wrogowie tylko czekają na twój słaby punkt. I przegrałam sama z tą walką, bo pozwoliłam im zobaczyć moje słabości, a oni znając je bardzo dobrze zaczynają mnie niszczyć.  Od miesiąca czując ich obecność na każdym moim kroku czułam wewnętrzy strach, czasami myśląc o śmierci kolejnej mojej osoby, czułam jakbym się dławiła tym strachem, lecz najgorsze w tym wszystkim, była bezsilność.
Stojąc tu dzisiaj nie czułam strachu. Wzbudził  we mnie największą złość, którą potrafię zgromadzić w sobie. Być może oni są moją słabością, ale ich błędem jest to, że nie pomyśleli, że oni są również moją największą siłą.
- Proszę bardzo, kogo ja widzę. Co się stało z twoim tchórzostwem, że nie bałeś się podejść? – Zaczęłam głosem przesiąkniętym kpiną. Jeśli chciał mnie sprowokować, proszę bardzo chłopczyku. Nie będą tą, która odejdzie przegrana. – Skoro już sobie wypominamy chwilę, właśnie przypomniałam, o ostatniej plotce, którą słyszałam. Na twoim miejscu też byłabym zdruzgotana, że twoja dziewczyna popełniała samobójstwo. Chociaż patrząc na Ciebie sama mam ochotę skoczyć z mostu. Ups, czy nie tak właśnie zginęła?
Uśmiechnęłam się wyzywająco widząc jak jego oczy ciemnieją wraz z większą wrogością. Jego usta zacisnęły się w wąską linie, pozbywając się przebiegłego uśmieszku. Stał i dawał wrażenie, że ma ochotę  mnie zabić. Ktoś tu ma małą słabość.
- Skoro jesteś tak chętna do śmierci, mogę ci pomóc skoczyć. – Warknął przez zaciśnięte zęby. Zaśmiałam się drwiąco.
- Będziesz tak odważny i się nie boisz podejść tak blisko?- Zadrwiłam. Od miesiąca pierwszy raz ktoś z nich odważył się podejść tak blisko, a co dopiero zacząć nas wkurzać. Być może to znak przed ich atakiem?
- Jesteś tak cholernie zabawna, Naomi. – Nagle wrócił do swojej podstawy, jestem aroganckim dupkiem z uśmieszkiem. -  Przekonamy się czy nadal taka będziesz wyrządzając kolejny pogrzeb. Ze względu na malutki szacunek do Ciebie podpowiem Ci, kogo warto pilnować, bo chyba nie chcemy kolejnego wypadku, prawda cukiereczku? Uważaj, bo każda miłość umiera.
- To oczywiste, że nikt nie żyje wiecznie. A zapomniałabym, jak tam twoja urocza siostrzyczka? Czy nadal chodzi na ten mały stary plac zabaw? Warto jej pilnować, bo chyba nie chcemy, żeby dołączyła do swojego braciszka w piekle, prawda cukiereczku?
Uśmiechnęłam się podle, po czym wsiadłam do swojego samochodu, nachyliłam się do schowka otwierając go jednym przyciskiem, wyjęłam z niego broń, którą uparcie schował mi Styles i odbezpieczyłam ją. Odpaliłam silnik i za chwilę odsunęłam szybę do końca wychylając się przez nią, patrząc na tego zasranego dupka, który miał już wsiadać do swojego samochodu. Wyjęłam broń przed siebie celując w jego przednią oponę i nacisnęłam na spust, po głośnym strzale, można było usłyszeć jak uchodzi powietrze z opony.
- Miłej drogi, kutasie. – Krzyknęłam i ruszyłam z miejsca zostawiając jego wkurwioną osobę. W lusterku za nim schowałam się zza krętem mogłam zobaczyć jak podbiega do opony, po czym uderza w nią nogą.
Zniknęłam zza zakrętem naciskając na gaz coraz bardziej, prędkość błyskawicznie zwiększała się wraz z moim gniewem.  Ten człowiek nie potrafi sobie wyobrazić, co zrobił mówiąc te słowa, jedno jest pewne. Za nim zrobi kolejny krok będzie już martwy. Mam ochotę sama to zrobić, jednak nie jest fanem krwawych jadek.  Wkurwił mnie. To nic dobrego nie wróży.
Zaparkowałam na tylnym parkingu baru i szybko weszłam do środka przypominając sobie, że później muszę porozmawiać z bratem.
- Powiedz, że wymyśliłeś coś dobrego, bo chuje już mnie wkurwiają. – Syknęłam dosiadając się do bandy, która sobie pozwala na picie w środku dnia. – I bardzo możliwe, że jednego z nich też wkurwiłam.
Jason spojrzał na mnie podnosząc jedną brew, niewinnie wzruszyłam ramionami. To nie moja wina!
- To są idioci. – Broniłam się na ostrzegawcze spojrzenia Jasona.
- Z tym się zgadzam. – Poparł mnie Jack. Dziękuje! -  Śledzimy ich od tygodnia, a oni są tak zajęci wami, że niczego nie spostrzegli. Z tego, co się dowiedziałem, to mały miejscowy gang słynący z przemytu narkotykowego.  Mój kuzyn jest psem, więc spokojnie zajmą się tą sprawą, a wy macie czas na wyjazd.
- Chcą was zabić. – Nagle coś pisnęło. Spojrzałam w bok patrzącą na brunetkę, która przyglądała mi się z przerażeniem.
- O mój Boże! – Pisnęłam udając jej piskliwy głos, tylko z dawką wielkiej kpiny. Po chwili poczułam jak ktoś kopie mnie w piszczel. – Kurwa! – Sapnęłam mrużąc oczy na Jacka.
- To moja dziewczyna. Bądź milsza. – Warknął, uśmiechając się podstępnie. Wywróciłam oczami wiedząc, jaka jest prawda.  Bądź milsza, jeszcze jej nie przeleciałem.  Po chwili namysłu uśmiechnęłam się do niego podstępnie i przeniosłam wzrok na jego nową zdobycz.  Posłała mi nerwy uśmiech, który odwzajemniłam z sztucznością.
- Więc .- Zaczęłam czując kolejnego kopniaka. Zignorowałam go. – Jesteś dziewczyną Nicka.
- Nawet nie próbuj. – Warknął sam zainteresowany.
- Daj spokój Nick. – Uśmiechnęłam się złośliwie. – Chce tylko porozmawiać. Po naszej ostatniej rozmowie zrozumiałam, że nigdy nie doceniłam, jakim jesteś dobrym kolegą. Chce Ci to wynagrodzić. – Odparłam dokładnie okazując sarkazm.  –  Jesteś pierwszą jego pierwszą dziewczyną i szczerze, jestem zdziwiona. Zawszę myślałam, że nasz Nick jest gejem.
- Zamknij się Naomi. – Warknął, a jego dziewuszka zaśmiała się nerwowo.
- Nie raz mi po pijaku wyznawał, że ma ochotę na wielkiego kutasa. Tyle razy był szczęśliwy, gdy udało mu się wyrwać jakiegoś przystojniaczka, ale chyba o tym nie powinnam wspominać.
- Co… co…, o czym ona mówi?- Zająkała się patrząc na swojego chłopaka. Zaciekawiona również na niego spojrzałam, wyzywająco podnosząc brew.
-Oh, wybacz myślałam, że mówicie sobie o wszystkim. Nie chciałam tego mówić, ale jestem tak szczęśliwa, że nasz kochany kolega jest tak otwarty na tyle opcji, na kutasy i ci…
Przerwałam, gdy nagle z hukiem laska wstała od stołu szybkim krokiem wycofując się z baru. Zagryzłam wargę by powstrzymać śmiech. Zignorowałam zabójcze spojrzenie osoby, która z pewnością ma wielką ochotę mnie zabić.
- Jason, więc jaki jest plan? – Zwróciłam się do niego. Za to on nie powstrzymywał śmiechu na zmianę patrząc na naszą dwójkę.
- Wieczorem – zaczął i po chwili wybuchnął śmiechem. – Nie… nie mogę… kutasy…
- Przegięłaś. – Warknął sam ośmieszony. Uśmiechnęłam się słodko.
- Może następnym razem twój mały mózg zacznie myśleć, za nim coś powiesz.  Jeśli jeszcze kiedykolwiek usłyszę jak pierdolisz na Harrego wrócę z stamtąd gdzie jadę i rozjebie ci gębę…
- I już nie zdobędziesz wielkiego kutasa. – Przerwał mi Jason głośno się śmiejąc. Zaczęłam się z nim śmiać. Złowieszcze spojrzenie tego kretyna rozbawiało nas jeszcze bardziej, a gdy wkurzony po kilku minutach patrząc jak wciąż się śmiemy wstał z miejsca idąc w stronę baru, zaczęliśmy śmiać się jeszcze bardziej.
- Uwielbiam Cię zołzo. – Przybyliśmy piątki, przechodząc do omawiania dzisiejszego planu. To ten dzień. Ten pieprzony wieczór, jedyna szansa od wyrwania się z tego piekła.  Ciągle po głowie chodziły mi myśli, co może nie pójść tak.  Bałam się, że jeśli jebnie cały plan to dopiero rozpętamy największe piekło.
- Powiedz, że sobie jaja robisz. – Jęknęłam na słowa Jasona. –  Nie jestem w stanie tego zrobić.
- Naomi dramatyzujesz. – Wywrócił oczami. – Kupisz sobie taki sam.
- I przy okazji tobie kupie mózg. – Burknęłam czując się jak obrażona dziewczynka. – Z pewnością są jakieś inne rozwiązania i nie muszę tego robić. Nie każ mi tego robić. Wiesz, jakie to jest trudne. Nie oddam swojego dziecka!
- Więc wolisz oddać Harrego prosto w glebę.
- Nie prowokuj!
- To nie zaczynaj.
- Ty to mówisz chłopakom! – Ostrzegłam, nie chce widzieć ich reakcji. Już wyobrażam sobie Malika i wszystkie rzeczy latające w powietrzu. Stylesa, który będzie się upierał, że nigdzie bez niego nie jedzie. To będzie ciężki wieczór.
- Dobra, wszystko mamy ustalone. Przyjedziemy jakoś o północy.
- Mam jeszcze jedno pytanie.  Dlaczego nie możemy jechać moim samochodem?
- Zadałaś to pytanie już pięćdziesiąt razy!
- To mam pięćdziesiąte pierwsze pytanie. Dlaczego nie możemy jechać moim samochodem?
Gdy ja wytrwale czekałam na odpowiedź, która tym razem mnie zadowoli, on spojrzał na mnie z wątpieniem i bez słowa zaczął iść do wyjścia. Zmarszczyłam brwi krzycząc za nim.
- Ty wredny frajerze wracaj tu i mi powiedz, dlaczego nie mogę jechać swoim samochodem?! – Szłam za nim depcząc mu po piętach i marudząc. A on tak po prostu wyszedł sobie na zewnątrz trzaskając wejściowymi drzwiami przed moim nosem. Ale, dlaczego nie możemy jechać moim samochodem?!

Siedziałam w biurze brata czekając, aż przyczłapie tu swój głupi tyłek. Próbowałam wymyśleć dobrą wymówkę, dlaczego dopiero teraz mówię mu o przeprowadzce. I jestem pewna na sto procent, że nic nie wymyśliłam.  Oczywiście, że mój brat nie jest świadomy zagrożenia, jakie stwarzają nam ci kretyni, bo inaczej pozamykałby nas w piwnicy chroniąc od każdego ataku. Dodać do tego każdego dnia kazanie o naszej lekkomyślności i niepoważnemu podejściu do życia. I tak by święta czwórka została martwa przez kazania.
- Nogi – Brian wszedł do pokoju rzucając moje nogi ze swojego biurka. – Papieros. – Wyrwał mi go z ust wyrzucając przez okno.
- Czy już jestem godna na rozmowę z Tobą, łaskawy bracie? – Zakpiłam uśmiechając się. Wywrócił oczami siadając na swoim fotelu.
- To pytanie kieruję do ciebie, łaskawa siostro. Od tygodnia nie wiem, co u Ciebie słychać.
- Nie patrz na mnie tym oskarżycielskim wzrokiem, gdybym miała, o czym mówić, powiedziałabym. Nic się nie dzieję.  Po za tym wyjeżdżam.
- Co?- Spytał zszokowany.
- Taa. – Odparłam niepewnie. – Dziś wieczorem. – Dodałam ciszej.
- Wyjeżdżasz dziś wieczorem i dopiero teraz mi to mówisz? – Warknął mierząc mnie srogim spojrzeniem.
- Tak? – Uśmiechnęłam się słodko, lecz widząc jego spojrzenie szybko przestałam.
- Naomi.- Westchnął chowając twarz w dłoniach.
- Tak na mnie mówią. – Zaczęłam swoją grę.
- Przestań.
- Wątpię, żeby mogli przestać tak na mnie mówić.
- Zachowuj się, choć raz poważnie.
- Tak jeszcze nikt do mnie nie mówił.
- Dostaniesz zaraz.
- Tak mówili.
- Wiem, co próbujesz zrobić, nic Ci to nie pomoże.
- Poczekaj… nie pamiętam czy tak mówili. Za długo żeby zapamiętać.
- Mówię poważnie.
- Wątpię, żeby to było odpowiednie zastępstwo mojego imienia.
- Zaraz oszaleje.
- To już bardziej mogę wziąć pod uwagę. Aczkolwiek wole krótsze.
- Dobra wygrałaś.
- A słyszę to codziennie. – Uśmiechnęłam się zwycięsko. Brian zaśmiał się cicho patrząc na mnie łagodnie. Uśmiechnęłam się szczerze wiedząc jak bardzo będę za nim tęskniłam. Jest moją jedyną rodzoną rodziną, która nie odwróciła się do mnie plecami. Przyjął mnie pod swoje skrzydła broniąc przed ludźmi, przy których zawsze powinnam znaleźć schronienie.  Gdyby nie on skończyłabym na ulicy dawno martwa.  Kocham go na swój popieprzony sposób, a on o tym wiem. Ponieważ wychować się w naszej rodzinie i być normalnym nie jest możliwe.  Oboje wiemy, że kocham go tak bardzo jak tylko potrafię. Ufam mu tak bardzo jak pozwala mi na to zdeptana wiara w siebie i w ludzi.  Zalicza się do mojej rodziny, do osób, dla których jestem gotowa umrzeć, dlatego musze zataić prawdziwy powód wyjazdu, by nie dać mu kolejnych powodów do martwienia się. Wiem doskonale, że życie ze mną jest cholernie trudne, bo ja ledwo sama ze sobą wytrzymuję i nie winie ich, jak oni tego nie potrafią.  Jednak staram się być lepsza, lecz ciężar, który mam na plecach nie jest zbyt łaskawy. Życie, co chwilę po mnie depcze i jestem wdzięczna, że mam osoby, która chcą walczyć ze mną.
- Ustaliśmy, że tak będzie najlepiej. – Zaczęłam, gdy zapytał o nasz powód. On jest jedynym powodem, dla którego chciałabym zostać w tym mieście, lecz wszystko inne sprawia tak wiele bólu, że aż mam ochotę uciec. – Za dużo tu wspomnień, a my na zawsze będziemy mieli już na sobie etykietki związane z tym ostatnim całym bagnem.  Próbujemy zacząć żyć od nowa. Brian, jeśli tylko chcesz, zawsze masz u nas miejsce. Twoja dziewczyna też.
- Będzie mi źle bez mojej wrednej małej siostrzyczki, ale tu od zawsze jest moje miejsce.
- W takim razie widzę Cię często w odwiedzinach, bo inaczej wrócę tu i ci na kopie za niestosowne zachowanie. I ostrzegam, że przed każdą wizytą zabierz skład baru ze sobą.
- I to ja mam jeszcze przynosić wódkę?
- Skoro nalegasz. – Wywrócił oczami. Za chwilę wstał z krzesła omijając biurko. Stanął przede mną rozkładając ramionami. Zagryzłam wargę, po czym wstałam, chyba pierwszy raz od kilku miesięcy się przytulaliśmy.  Mocno zamknął mnie w swoich ramionach. Przymknęłam powieki czując jak cholernie go kocham. Wymiękłam ostatnio przez te zdarzenie i sama odkrywam uczucia, które dawno miałam w sobie. Teraz potrafię to docenić.
- Wiem, że nie chcesz tego słuchać, ale mnie wysłuchasz. – Zaczął nie wypuszczając mnie z ramion. Oczywiście, myśli, że ucieknę, gdy tylko mnie wypuści. – Po za tym, że masz do mnie dzwonić dwa razy w tygodniu, tęsknić za mną, nie rozbijać się samochodem, nie dzwonić do mnie ze szpitali, masz być moją silną siostrą. Masz dbać o siebie i tych idiotów. Dzwonić gdyby tylko coś się działo i nawet jakbyś chciała tylko powiedzieć, że tęsknisz za swoim cudownym uroczym najpiękniejszym, najlepszym braciszkiem.  I masz wygrywać walkę o swoje szczęście, a jeśli przegrasz nie możesz się nigdy poddać. Wiem, że będziemy się widzieć, ale bądź silna. Silniejsza dla mnie, bo wierzę, że dopiero zaczniesz piękne życie. – Skończył i wypuścił mnie z objęć posyłając mi swój uśmieszek.
- Dzwoniłabym do cudownego uroczego najpiękniejszego, najlepszego brata z tęsknoty, ale nie mam takiego brata. – Zaśmiałam się wrednie, a on czochrając moje włosy załapał mnie w swoje ramiona.
Kolejną godzinę spędziliśmy w jego gabinecie, bo prosił mnie o zostanie skoro od kilku lat prowadzimy taką dobrą rozmowę, która jednak szybko się skończyła.  Zaczął zasypywać mnie masą pytań o moim życiu, uczuciach i wszystkich obecnych rzeczach. Denerwował się, gdy odpowiadałam pojedynczymi słowami. Gdy w drzwiach pojawiła się jego dziewczyna kazał mi się wynosić, ale za nim nastąpiła moja wolność porwał mnie w ramionach gniotąc moje ciało przez kilka minut szepcząc, jaki on jest ze mnie dumny. Niespodziewanie na pożegnanie Candice przytuliła mnie, na początku zesztywniałam z szeroko otwartymi oczami patrząc na brata, który zachęcił mnie do odwzajemnienia uścisku pokazując mi rękami jak to mam zrobić, przy czym walnął się w biurko przeklinając. Śmiejąc się z niego niepewnie położyłam ręce na jej plecach, czekając aż się odsunie.

****
Jechałam w stronę cmentarza starając się nie rozpłakać. Muszę się z nimi pożegnać wiedząc, że szybko tu nie wrócę. Sama nie wiem czy kiedykolwiek postawie nogę w tym mieście. Czy będę potrafiła wrócić do początku mojego piekła.  Rockowa muzyka wypełniała ciszę w samochodzie, która była jak nigdy. Złapałam telefon, szybko odbierając.
- Halo?
- Kopyta Ci walą. – Wywróciłam oczami.
- Jesteś taki zabawny, Styles. – Odparłam z sarkazmem.
- Zobaczymy czy nadal będziesz taka sarkastyczna jak cię dorwę w łóżku.
- Jak sobie naprawisz mózg to zobaczymy czy skapniesz się, że dziś nie śpimy w łóżku.
- Może miałem na myśli inną nocą, mądralcu.
- Wątpię, twój mózg ma taki limit, że nie jesteś w stanie myśleć o dwóch dniach do przodu, a co mówić dalej.
- Cieszę się bardzo z mojego limitu, gdy twój nie ma żadnego, bo nie istnieje.
- Tak jak nie istnieje już seks w naszym związku.
- Co? Nie, nie. Przepraszam, kochanie. Wiesz jak bardzo jesteś mądra?
- Nara….
- Co? Nie. Będzie seks?
Zaśmiałam się, po czym rozłączyłam. Po chwili mój telefon zaczął ponowie grać, na co wywróciłam oczami. Oczywiście, że żartowałam, ale niech przez resztę dnia się pomęczy z jakże przerażającą wiadomością.
Zaparkowałam samochód przed bramą. Wysiadłam, zamknęłam go i szłam między nagrobkami, aż doszłam na sam koniec do swojego celu. Usiadłam po turecku na chodniku patrząc na nagrobek Terry.  Nigdy nie myślałam, że będę ją odwiedzała w tym miejscu, gdzie wszystko, co udało się osiągnąć w życiu i wszystko, co ze sobą niosły Ci ludzie zostaję uwiecznione nagrobkiem.
- Wiem, że życie ze mną jest trudne. Popierdolone.  Wiem, że po części sama jej takim sprawiam, ale będąc popraną taką suką jak ja, nie można prowadzić spokojnego życia.  Nigdy nie potrafiłam zrozumieć jak możesz być tak optymistyczna, gdy wszystko dokoła jest pokryte ciemnością.  A dziś brakuje mi tej części Ciebie, która najbardziej mnie denerwowała. Bo w tym całym gównie przydałoby się trochę twojego szalonego optymizmu.  Wiem, że wszystko, co powiem będzie bez znaczenia, bo żadne słowa tego nie naprawią, ale przepraszam. Przepraszam, że dopiero teraz zauważyłam jak wielkie miałaś miejsce w moim sercu. Przepraszam, że dopiero teraz Cię doceniłam, gdy poczułam pustkę. Przepraszam, że nigdy nie uwierzyłam, że znaczę dla ciebie coś więcej. Przepraszam, że nigdy nie pokazałam Ci, kim naprawdę dla mnie byłaś. Byłaś i zostaniesz na zawszę moją siostrą. A najbardziej przepraszam za bycie suką.  Teraz sobie tego nigdy nie wybaczę, ale jeśli mnie słyszysz… chce tylko powiedzieć, że zawszę będę kochała cię tak bardzo, że każda kolejna chwila bez Ciebie będzie największym bólem.
Odpaliłam znicza i ostatni raz się żegnającą zrobiłam kilka kroków wstecz by stanąć przed grobem Alexa. Odpaliłam kolejną świeczkę. Patrzyłam się na zdjęcie, na którym uśmiechał się szeroko, jego oczy błyszczały i takim na zawsze go zapamiętam.
- Obyś tam na górze mi kibicował, bo zamierzam im skopać tyłki. Wtedy wezmę kieliszek wody, napisze ostatnią karteczkę w naszym miejscu i będę wiedziała, że stoisz obok mnie i cieszysz się tak jak na napis wygrałam. A gdy będę wielką suką i próbowała się poddać, nastrasz mnie w nocy bym mogła się ogarnąć. Tylko bez przesady. – Ostrzegłam uśmiechając się przez łzy. – Gdyby coś było źle, gdyby coś złego miało się stać, proszę Cię pomóż mi to zatrzymać.  Kocham cię, Alex.

Odetchnęłam siedząc już w samochodzie. Ostatni raz rzucając spojrzenie na cmentarz, odpaliłam samochód ruszając w stronę mieszkania. Byłam już gotowa opuścić to miasto by zacząć nowy rozdział. Potrzebowałam tego.
Półgodziny później już stałam na podjeździe parkując obok samochodu Malika. Uśmiechnęłam się na myśl, że nie tylko dla mnie będzie męką pożegnać się ze swoim samochodem.  Samochodu Harrego nie było, więc pewniej dalej jest w swoim miasteczku, a ja mam nadzieję, że wróci z Izz.  Nie wiem, jaką podjął decyzje w tej sprawię, lecz mimo wszystko poprę go w każdej.
Weszłam do środka. Zdjęłam buty dziwiąc się ciszy, która panuję w środku.
- NIE! – Usłyszałam krzyk z góry. Zerwałam się z miejsca szybko biegnąc po schodach.  Wbiegłam do pokoju skąd dochodziły kolejne krzyki. Zayn rzucał się na łóżku trzymając ręce na głowie. Podbiegłam do niego łapiąc jego twarz w dłonie.
- Zayn!- Krzyknęłam, lecz nadal się rzucał. Przeniosłam ręce na jego ramionami, lekko trzęsąc za nie. Otworzył oczy panicznie rozglądając się dookoła. Gdy zobaczył mnie odetchnął ulgą, zakrywając mokrą twarz w swoich dłoniach.  Po paru minutach wstał z łóżka wychodząc z pokoju. Bez słowa ruszyłam za nim, a gdy tylko zamknął się w łazience, zeszłam na dół w kuchni wlewając sobie do szklanki zimnego soku, następnie usiadłam na kanapie w salonie włączając telewizor. Wiedziałam, że gdyby chciał o tym pogadać sam przyjdzie. Nie zamierzałam o nic go wypytywać.  Po prostu nie lubił mówić o swoich uczuciach i zawsze to szanowałam.
Gdy oglądałam już drugi odcinek przyjaciół, Malik usiadł obok na kanapie gapiąc się w telewizor. Siedzieliśmy w ciszy, dopóki się nie odezwał.
- Możesz coś mi obiecać? – Spytał cicho. Zdziwiona spojrzałam się na niego, nie miałam pojęcia, o co mu chodzi.
- Co?
- Że mnie nie zostawisz… wiem, że kiedyś wszyscy umrzemy, ale chodzi mi o to…, że dopóki mamy szansę żyć, obiecaj, że mnie nie zostawisz.
- Zayn wszystko w porządku…
- Obiecaj. – Przerwał mi, patrzył na mnie błagalnie ze strachem. Nie miałam pojęcia, dlaczego zaczął ten temat, ale zaczynałam czuć strach, ponieważ nigdy nie prosił mnie o nic takiego.
- Obiecuje. – Przytaknęłam. Odetchnął z ulgą wracając do oglądania serialu.  Przez chwilę patrzyłam się na niego zmieszana.  Gdyby coś się stało, powiedziałby mi o tym? Zaczynałam panikować.
- Jeśli coś się stało musisz mi to powiedzieć, ponieważ nie wiem gdzie jest teraz Harry, a jeśli coś mu… - zaczęłam chaotycznie mówić dopóki mi nie przerwał.
- Harremu nic nie jest. – Zaczął cicho. – Śnił mi się Alex. Wszystko było tak popierdolone. Mówił coś, że nie mogę pozwolić wszystkiego zepsuć, a później po prostu zniknął. Nagle zobaczyłem Ciebie. Stałaś do mnie plecami, zawołałem Cię, a ty się odwróciłaś. Byłaś cała zapłakana i coś ciągle powtarzałaś, ale nie mogłem niczego zrozumieć. Chciałem do Ciebie podejść, gdy ty wyjęłaś broń i… strzeliłaś, zabiłaś się.
 Przełknęłam głośno ślinę, choć nie wiedziałam, czemu to wywołało u mnie tak dziwne uczucie. Byłam skłonną osobą do samobójstw i to z wielu powodów, które mnie do tego pchały, lecz mam wrażenie, że teraz wszystko się zmieniło. Patrzę na swoje życie z nowej pespektywy, dzięki której wiem, że mam kogoś, na kim mi zależy, że mam przy sobie kogoś, komu na mnie zależy i to sprawia, że chce żyć dopóki mam ich.

****
Siedziałam na kanapie rozbawiona, a obok siedziała Izz w takim samym stanie.  Miałam ochotę ciągle się śmiać patrząc na scenę, który rozgrywała się przed nami. Harry od dobrych kilku minut wymachuję rękami na wszystkie strony z morderczym wzrokiem. Zayn cały czas wykrzykuję przekleństwa, aż się zastanawiam, kiedy mu się skończą. Jason stał między nimi z wyraźną reakcją kurwicy, wciąż powtarzając te same słowa, które ja usłyszałam pięćdziesiąt jeden razy nie możecie jechać swoim samochodem!  Ich urocza rozmowa trwa już dobre dziesięć minut.
- Zakładamy się, kto pierwszy wymięknie. – Przemówiłam do brunetki obok. Uśmiechnęła się podstępnie, za chwilę przyglądając się tej dwójce nabuzowanych chłopaków. Cieszę się, że dzielą mój ból.
- Stawiam na Zayna. – Odparła. Zmrużyłam oczy podstępnie się śmiejąc. Oh oczywiście, że stawiasz kochanie.
- Nie skomentuję oczywistego powodu, bo i tak przegrasz. – Wzruszyłam ramionami.  – Stawiam na Harrego.
- Nie wierzysz w swojego chłopaka?- Zapytała rozbawiona.
- Oczywiście, że tak, ale w tym jest cieniasem zaraz biedak się zmęczy tym machaniem, a Malik wygra. Jak mu się skończą wyzwiska, to zacznie je powtarzać.
- Kurwa. – Westchnęła. – Ale nie, mój braciszek tak łatwo nie zrezygnuje z samochodu.
- Chcesz się przekonać? – Spytałam podnosząc brew.
- Nie uda Ci się. – Zapewniła. Zaśmiałam się.
- LUDZIE! – Krzyknęłam, a oni wreszcie się zamknęli. – Mam rozwiązanie. Harry kochany pamiętasz naszą ostatnią rozmowę przez telefon?
- Nie wkurwiaj mnie Naomi.  – Wywróciłam oczami.
- Jestem skłonna o niej zapomnieć, dodatku z wielką nagrodą.- Zagryzłam wargę zębami patrząc na niego wyzywająco. Patrzył z pod przymrużonych powiek zagryzając seksowanie wargę.
- Pierdole to. – Warknął podchodząc do mnie. Złapał mnie za nadgarstek mocno ciągnąć w swoją stronę.  – Idę pożegnać swój samochód. – Dodał, po czym szybko wyprowadził nas z mieszkania.  Ciągnął mnie do samochodu nie zwracając uwagi na krzyki, że nie mamy czasu na pierdolenie.  Śmiałam się z tego jak łatwo można go przekonać. Wepchnął mnie do środka, a sam szybko wsiadł odpalając i odjeżdżając z podjazdu.
- Zdajesz sobie, że twój samochód też zostaje?- Spytał słysząc mój śmiech.
- Taaa, ale zamierzam go później ściągnąć. – Wzruszyłam ramionami nadal rozbawiona.  Mimo wszystko nie zamierzam zostawiać tu swojego samochodu, wystarczająco ubolewam nad tym, że przez kilka następnych dni zostanie pod opieką tych debili.  Plan polegał na tym, że chłopaki z dziewczynami będą balować w naszym mieszkaniu by tamci nie zauważyli naszej nieobecności, a nasze samochody na podjeździe mają ich upewniać, że rzeczywiście jesteśmy w środku.
 Harry gwałtownie zjechał w boczną uliczkę parkując za wysokimi krzakami.  Zgasił samochód, po czym obracając w moją stronę przebiegle uśmiechnął się przebiegle. Podniosłam brew, ledwo hamując śmiech.
- Rozsądne wyjście, ale i tak zamierzam Cię tu przelecieć.
Odsunął swój fotel do tyłu, pociągnął mnie na jego kolana, a za nim zdążyłam usiąść na nim okrakiem, pobiłam swoje nogi o wszystko, co stało nam na przeszkodzie.
- Jesteś taka piękna. – Powiedział patrząc mi w oczy. Rozśmiałam się lekko dłonią uderzając o jego policzek.
- Przestań gadać, wtedy cały twój urok ucieka. – Rzuciłam, na co podniósł jedną brew.
- Zaraz ci pokaże swój urok. – Warknął, a jego ręce zaczęły szarpać za moje dresy. – Gdybyś zaczęła nosić sukienki ułatwiałoby to sprawę.
- Zacznę nosić sukienki jak ty zaczniesz używać mózgu. – Uśmiechnęłam się uroczo. – To się nie stanie.
- Przeginasz maleńka. – Odparł rozbawiony. Złapał mnie za biodra unosząc do góry, aż nagle przestał obciągać moje spodnie do dołu. – Kurwa!
Powiodłam za jego wzrokiem, patrząc przez ramie jak radiowóz zatrzymuję się, a powoli z niego wychodzi dwóch policjantów.
- Uciekamy. – Szepnęłam ciągnąc za klamkę, drzwi otworzyły się, a ja z nie do końca założonymi spodniami upadłam na ziemie na czworaka słysząc za plecami cichy chichot.  Pokazałam mu środkowego palca, jak sam wychodził na skulonych nogach zamykając drzwi kluczykiem. Po chwili szliśmy przed siebie na czworaka, Harry, co chwilę klepał mnie w tyłek, natomiast ja rzucałam w niego wszystkim, co wpadło w moje ręce. Gdy schowaliśmy się zza zakrętem miedzy jakimiś krzewami usiadłam na tyłku, gdy ten przede mną kucnął z błyskiem w oczach.
- Idealne miejsce na seks.  – Zaśmiał się.
- Jak mogę się z tobą nie zgodzić, znawco miejsc odpowiednich na seks.
- Mam w tym doświadczenie, w końcu zabierałem tu wszystkie dziewczyny.
- Jakie to romantyczne. – Odparłam z podniesioną brwią.  Podniosłam nogi do tyłu i z całych sił butami pchnęłam jego ciało do góry, także wylądował na tyłku na środku ścieżki z pięknymi widokiem na policjantów.
- Kurwa. – Warknął patrząc w miejsce swojego samochodu. Zerwał się z miejsca przebiegając na drugi brzeg chowając zza krzami.
- Czy ktoś tu jest? – Obcy głos był coraz bliżej. Harry pokazał mi środkowego palca, a ja uśmiechnęłam się przebiegle.
- Szybciej, szybciej kochanie. Oh tak, szybciej kochanie, zaraz dojdę! – Krzyczałam przez śmiech. Teraz kucałam na nogach gotowa do ucieczki, gdy krzyki mężczyzn były coraz głośniejsze.  Posłałam całusa Harremu i zaczęłam biec w stronę lasu.
- Zatrzymaj się! – Kolejne krzyki, biegnąc spojrzałam przez ramię jak Styles biegnie za mną, a za nim wyłania się dwójka policjantów w mundurach. Śmiałam się cały czas, gdy biegłam między drzewami, a Harry był tuż za mną głośno się śmiejąc.  Po kolejnych dziesięciu minutach z zadyszką opadliśmy na ziemie opierając się o drzewa. Ciężko oddychaliśmy patrząc na siebie rozbawieni.
- Kiedyś Cię za to zabiję. – Westchnął przymykając powieki.
- Wyluzuj staruszku, przynajmniej trochę schudłeś. – Zaśmiałam, na co posłał mi złowieszcze spojrzenie.
Jesteśmy w punkcie, którego nie umiem określić. Niby wszystko jest dobrze, ale to wszystko jest niewłaściwe.  Czuje, że to w porządku, kiedy jestem przy Harrym i jest tak wiele słów, które chciałabym mu powiedzieć, ale nie umiem ich złożyć w całość, choć układam sobie w głowie tysiące dialogów, gdy otwieram usta coś we mnie się blokuję i mam nadzieję, że on sam potrafi dostrzec jak bardzo jestem szczęśliwa, gdy jest, obok, że jest moim ratunkiem od zguby, że jest powodem, dla którego żyję. Mam nadzieję, że to wie.
Oboje wstaliśmy z ziemi, Harry zarzucił rękę na moją szyję, a ja jedną objęłam go w pasie i powoli wracaliśmy bez słów w stronę samochodu.  Od trzech lat widziałam we wszystkim, wszystko, co może się spieprzyć i nie umiem do tej pory spojrzeć na to z innej perspektywy. A dziś czuję, że nic nie pójdzie zgodnie z planem, a najbardziej przeraża mnie to, że czuję jakby to były nasze ostatnie chwile z Harrym. Jakbym miała go stracić i panikuję, bo wiem, że drugi raz tego nie przeżyję.
- Wszystko w porządku?- Spytał, gdy staliśmy już przed jego samochodem. Oczywiście, że wcześniej sprawdzaliśmy czy aby na pewno jesteśmy sami, lecz po nikim nie było żadnego śladu. Opieraliśmy się o maskę samochodu oboje nie chcą wracać, choć powinniśmy.
- Taaa. – Szepnęłam patrząc się w dal.
- Naomi. – Harry stanął przede mną łapiąc palcami moją brodę. Spojrzałam w jego oczy i nie mogłam pozbyć się wrażenie, że patrzę w nie ostatni raz.  – Wiem, że jesteś ostatnią osobą, która chce się zwierzać, ale musisz mi powiedzieć, co jest grane, bo jak mam ci pomóc nie znając powodu? A nie lubię jak jesteś smutna.
- Po prostu myślę o tym, po co tu przyjechaliśmy.
- Oh naprawdę?
- Taaa.
- Nie wierze Ci.
- W to nie musisz wierzyć, po prostu się zamknij. – Zaśmiałam się po chwili łącząc nasze usta w brutalnym pocałunku. Potrzebowałam jego całego blisko siebie by mieć pewność, że naprawdę przy mnie jest.  Chciałam, choć przez chwilę poczuć, że jest naprawdę mój. Cały mój.
To były chwile, kiedy ponownie znaleźliśmy się na tyłach samochodu, ponieważ wielki zazdrośnik nie chce by ktoś zobaczył jak jego dziewczyna dochodzi na masce samochodu. Napawałam się tą chwilą jakby miała być ostatnia, każdy jego dotyk na moje skórze, gdy poruszał się we mnie, popychając mnie na samą krawędź rozkoszy. Kodowałam w myślach każdy dotyk jego ust na mojej szyi. Zapamiętywałam każde jego czułe słówka, które szeptał mi do ucha, za chwilę przegryzając zębami jego płatek. Każdy nasz ruch w mojej głowie był zwolniony, powolny jakbyśmy chcieli ostatni raz nacieszyć się swoim dotykiem. Moje ciało drżało pod nim, przyległam do niego bliżej, gdy rozpływała się we mnie największa rozkosz, dając mi zaspokojenie, dochodząc. Moje oczy dokładnie śledziły jego piękną twarz, jak zielone, najpiękniejsze tęczówki zakrywał pod zamkniętymi powiekami, jak jego usta drżały wypuszczając ciężki oddech, gdy za raz chwilę po mnie dochodził. Chłonęłam każdą sekundę naszej bliskości, jakbym miała ją przezywać ostatni raz.

****
- Ja prowadzę! – Krzyknęliśmy we trójkę razem stojąc przed czarnym bmw. Izz rozbawiona nami, rozsiadła się na tyle samochodu całkowicie zadowolona.
-No chyba was pojebało? – Krzyknęliśmy znowu wszyscy razem.
- To ja powinienem prowadzić, jestem w tym mistrzem, wygrywam wszystkie wyścigi. – Zaczął Malik.
- Przez tobą stoi koleś, który cię pokonał, więc to ja prowadzę. – Odszczeknął Harry.
- Zamknijcie mordy, bo to ja prowadzę! Jestem dziewczyną i mi nie można odmówić!  A po drugie, jeśli chcemy dojechać tam cali to tylko dzięki mnie.
- Jak zaczniesz się zachowywać jak baba, to może wtedy Ci nie odmówię. – Warknął Malik.
- Cali w twoim wykonaniu?- Zaśmiał się Styles. – Za każdym razem, gdy Cię widzę za kierownicą kończysz milimetry od śmierci, a ja dostaję pieprzonego zawału!
- Naomi?- Izz zawołała z samochodu. Spojrzałam przez ramię, jak podnosi siatkę na wysokości szyby, bym mogła zobaczyć piwa.
- Walcie się. – Warknęłam i dołączyłam na tyły do siostry Harrego.  Za chwile drzwi od jej strony zostały szeroko otwarte, a w środku pojawiła się głowa Stylesa.
- Skąd masz piwa?- Warknął wskazując na pełną siatkę, którą akurat trzymałam.
- Z lodówki. – Wzruszyła ramionami.
- To są moje piwa.
- I co z tego?
- Gówno. Jesteś za młoda na picie! – Warknął. W tym samym czasie Malik usiadł na miejsce pasażera.
- Musze się napić, bo kurwicy z wami dostane. – Westchnął sięgając do siatki.
- Kochanie czy nie spieszy Ci się do prowadzenia tego pieprzonego samochodu? – Spytałam widząc, jak jego siostra już szykuję cięte riposty. Jeszcze brakuje nam tych kłótni. Bez słowa wycofał się trzaskając drzwiami i usiadł za kierownicą, a za chwile już jechaliśmy.

Zdezorientowana obracałam się dookoła własnej osi, próbując rozpoznać miejsce, w którym się znajduję. Łąka, na której stałam nie przypominała mi żadnej, którą miałam okazję kiedykolwiek zobaczyć.
- Odwróć cię! – Usłyszałam zza placami znajomy głos. Zaciągnęłam się powietrzem szybko odwracając. Zamarłam na postać chłopaka stojącego na wprost mnie.
- Alex?- Spytałam cicho.
- Odwróć się, Naomi! Odwróć się, za nim będzie za późno!
- Co?
- Odwróć się!
Odwróciłam się do tyłu, lecz zobaczyłam tylko pustkę. Nie wiedziałam o co mu chodziło, a gdy chciałam się go zapytać, jego nie już nie było.

Wybudziłam się z ciężkim oddechem. Przetarłam twarz rękami, która okazała się mokra. Leżałam na tyłach samochodu, a Harry pochylał się nade mną przerażony.
- Naomi, co się stało?- Spytał.
- Nic. To tylko sen. – Przymknęłam powieki, przenosząc wzrok na Malika, który przyglądał mi się zmartwiony. Odwróć się. Słowa Alexa niebezpiecznie huczały w mojej głowie. Dlaczego teraz? Kurwa, co to ma znaczyć. Gdyby coś było źle, gdyby coś złego miało się stać, proszę Cię pomóż mi to zatrzymać.   Przypomniałam sobie słowa, które powiedziałam na cmentarzu. Czy to jest ostrzeżenie? Czuję totalne przerażenie, jakby miało coś się stać, czuję to. Musimy wrócić za nim będzie za późno, za nim coś się stanę, co mnie zniszczy, a ja nie poradzę sobie z tym, a wtedy... Czy to, dlatego Malikowi śnił się ten sen? Kurwa!
- Musimy wrócić! – Krzyknęłam. – Harry wsiadaj za kierownice, musimy szybko wrócić! – Krzyczałam histerycznie, tracąc nad sobą kontrole. Tak wiele tragicznych opcji pojawia się w mojej głowię, że aż panikuje.
- Co się dz… - Harry zaczął, ale przerwał mu jego telefon. Cofnął się z samochodu i odebrał połącznie. Stał do nas tyłem, ale mogłam zobaczyć przez jego białą koszulkę jak jego mięśnie się napinają. Po chwili rozłączył się, powoli odwracając w naszą stronę. Jego załzawione oczy na chwilę spotkały moje, a potem spojrzał na swoją siostrę rozbitym wzrokiem.
- Dzwonił tata. – Zaczął przełykając silne. – Mama jest w szpitalu, ktoś ją postrzelił… ona… jej… może nie przeżyć… najbliższe doby.

****

Pięć godzin później nerwowo chodziłam po mieszkaniu.  Harry stwierdził, że moja obecność w szpitalu nie będzie dobra, więc siedziałam z Malikiem tutaj i umieraliśmy już milion razy bez żadnego telefonu z ich strony. Kurwa wiedziałam, że coś się stanie, a te sny były ostrzeżeniem.
Nagle telefon zaczął grać w mojej ręce. Szybko odebrałam nie patrząc, kto nawet dzwoni, to musi być Harry.
- Harry?- Zaczęłam błagalnie. Musi powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Musi.
–Naomi, cukiereczku – zaśmiał się obcy głos szyderczo po drugiej stronie słuchawki. Zamarłam w miejscu.
- Jeśli… - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Spokojnie kochana. Dzwonie, bo chciałem powiedzieć. A raczej zadać pytanie, bo tak szybko odjechałaś, że nie zdążyłem go zadać, a później bez pożegnania chcieliście opuścić nas, więc pozwoliłem sobie teraz zadzwonić i zapytać. Wiesz, co będzie dla Ciebie gorszę od śmierci Harrego? Jego nienawiść do Ciebie, gdy dowie się, że przez Ciebie jego matka nie żyję.

Następnie słyszałam tylko głuchą ciszę, gdy rozłączył się rozpierdalając moje serce ostatni raz. Rozpierdalając moje życie ostatni raz. Zabijając mnie ostatni raz.



Cześć kociaki :*

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale ostatnio nie ogarniam wszystkiego na czas, bo za dużo się dzieję. Wiem i zdaję sobie sprawę,  że zaniedbuje ostatnio każdy blog. I jak mówiłam o tym na wszystkich blogach, powtórze tutaj. Wyjeżdzam dziś na wycieczkę po Europie i nie będzie mnie 3 tygodnie, więc rozdział pojawi się za 3-4 tyogdnie, ponieważ po wyjeżdzie musze go napisać i dopiero dodać.! Wybaczcie, że zostawiam was w takim momencie, ale to ja. Jak pisałam w programie wyszło aż 17 stron rozdziału, wydaję się on dla mnie długi i pisałam go bardzo długo, więc myśle, że was to cieszy tym bardziej, że długo nie będzie kolejnego rozdziału.  Mam nadzieję, że rozdzial sie podoba ;d

Tak jak wszędzie tu też likwiduję limit. I liczę, że będziecie sami komentować, ponieważ naprawdę mam dosć wymuszania na was komentarzy, bo w ten sposób błagam was o motywację dla mnie.  Mam nadzieję, że sami mi pokażecie, że tu jesteście czytacie i wam się to podoba ;d

Przepraszam za błędy, ale rozdział nie sprawdzony, ponieważ za kilka godzin jadę, a jestem w totalnej dupie, nawet się nie spakowałam jeszcze ani nic . Od rana pisałam rozdział ;d

Kocham was, całuje, pozdrawiam  z pięknej Słowacji, Austrii, Włoch, Monako i z Francji, kochanego Paryża <3

Komentarze

  1. Tyle się tutaj działo :-D świetny i udanej wycieczki :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG. Piękny rozdział. Zaskoczył mnie przebieg wydarzeń. Życzę Ci udanej wycieczki i weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niee . a juz mialo byc tak dobrze . matka Hazzy musi zyc .
    Zazdroszcze Ci wycieczki . :) Dobrej zabawy zycze . :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow !!! Genialnyy *u* !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest jakiś żart ? Rycze jak to czytam z otwartą buzią normalnie ! SZOK ! JAKI TY MASZ KUREWSKI TALENT NO !
    Tych wszystkich chujów pod tira i z głowy xDD Dziękuje ! Tak gładko to wszystko sie czyta .. sama przyjemność ! Kocham Cie bardzo !!
    PS. Miłego wyjazdu ! Na pewno będzie cudowny ! Pochwal się jak było w Paryżu bo sama jestem ciekawa xxx
    Całuje
    ~ Domi x

    OdpowiedzUsuń
  6. Wygląd - świetny.
    Treść - świetna.
    Długość rozdziału - świetna.
    Autorka - świetna.
    Co ja jeszcze mam dodać?
    Zakochałam się.
    Obserwuję.
    Jeśli mogę, zostawiam LINK do siebie. :)
    pani-lecter.blogspot.com


    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz